Inwestycja w złoto często jest przedstawiana jako alternatywa dla akcji i obligacji, mniej wrażliwa na zawirowania na rynkach finansowych, a zatem dobra na czas kryzysu. Podobno inwestycja taka jest również odporna na inflację. Opłaca się zwłaszcza wtedy, gdy inflacja jest wysoka.
Zwolennicy złota podkreślają również, że z każdym rokiem światowe zasoby tego kruszcu się kurczą, a chętnych do zakupu nie brakuje. Poza tym wydobycie staje się coraz trudniejsze. A teraz popatrzmy na notowania złota na rynku NYMEX w Nowym Jorku (podstawową jednostką w handlu kruszcami jest uncja trojańska, inaczej jubilerska, czyli 31,1035 grama). Rok temu za jedną uncję płacono ponad 1280 dolarów (ok. 4230 zł), natomiast 20 czerwca 2014 roku ok. 1315 dolarów (ok. 4034 zł). Zatem stopa zwrotu z inwestycji liczona w dolarach wyniosła 2,5 proc., ale po przeliczeniu na naszą walutę mamy stratę. Zawinił oczywiście niekorzystny dla inwestorów kurs złotego wobec dolara.
Banki centralne kupują złoto
Kolejny argument za inwestowaniem w złoto, jaki można usłyszeć, jest taki: czołowe państwa świata tak właśnie lokują swoje nadwyżki finansowe, a więc i dla maluczkich powinno to być korzystne.
Jan Mazurek w miesięczniku „Trend" („Złote rezerwy banków centralnych") pisze, że w 1989 r. Polska miała niecałe 15 ton złota. W latach 1997 – 1998 kupiono 87 ton złota po cenach pięciokrotnie niższych niż obecne. W efekcie polskie rezerwy złota wynoszą obecnie 102,9 ton i stanowią około 4 proc. oficjalnych rezerw walutowych kraju. Zarówno Polska, jak i inne kraje traktują inwestycje w złoto jako długoterminowe.
Gdy kupisz tanio, a sprzedasz drogo
Jednak opłacalność takiej inwestycji jest dużo mniejsza w porównaniu z inwestycjami w akcje spółek notowanych na głównych światowych giełdach. Sprawdźmy, ile mógłby zarobić inwestor, który miałby nieprawdopodobną intuicję (albo który wykazałby się niesamowitą znajomością analizy wykresów, czyli analizy technicznej) i kupowałby złoto po cenach minimalnych, a sprzedawałby po cenach maksymalnych.