Zróżnicowanie dochodów w regionach Polski

Pierwsze badania regionalnego zróżnicowania dochodów GUS przeprowadził w 1956 r. Wyniki były szokujące.

Publikacja: 13.11.2014 05:33

Pierwsze badania regionalnego zróżnicowania dochodów GUS przeprowadził w 1956 r. Wyniki były szokują

Pierwsze badania regionalnego zróżnicowania dochodów GUS przeprowadził w 1956 r. Wyniki były szokujące.

Foto: Fotorzepa/Karol Zienkiewicz

W tamtych czasach sztandarową zasadą w planowaniu było równomierne rozmieszczenie sił wytwórczych. Jako cel w planie sześcioletnim zapisano industrializację i „wprowadzenie oddziałów klasy robotniczej do każdego miasta, miasteczka i wsi". Mimo to okazało się, że istnieje wyraźny podział na Polskę A, B i C. Dochód narodowy na mieszkańca w województwie katowickim wynosił 120 proc., a w warszawskim, gdańskim, wrocławskim i szczecińskim 110 proc. średniej krajowej. Na drugim końcu tabeli plasowały się województwa: lubelskie, białostockie, rzeszowskie i kieleckie, z dochodem wynoszącym 80 proc. średniej.

Dzisiaj taka skala rozpiętości (Śląsk był bogatszy od ściany wschodniej raptem o 40 proc.) wydaje się śmiesznie mała. W kolejnych latach gospodarki planowej różnice między regionami wolno, ale systematycznie rosły. A po przejściu do gospodarki rynkowej zaczęły zwiększać się bardzo szybko. Dzisiaj (średnia dla lat 2010 –2012) PKB na jednego mieszkańca w najbogatszym województwie mazowieckim jest na poziomie 160 proc., a w czterech najbiedniejszych regionach wynosi 70 proc. średniej krajowej. Oznacza to, że Mazowsze jest bogatsze od ściany wschodniej o 130 proc.

Dane te mogłyby świadczyć o niepowodzeniu polityki aktywizacji gospodarczej regionów słabiej rozwiniętych, gdyby nie to, że taka polityka od ponad pół wieku w ogóle nie jest prowadzona. Niektórzy, widząc te dane, podnoszą lament z powodu okropnej niesprawiedliwości, jaką jest skazywanie ludzi na gorsze warunki życiowe tylko ze względu na miejsce zamieszkania. Jednak z doświadczeń innych krajów, które kosztem wielkich nakładów realizowały programy aktywizacyjne, wynika, że przyniosły one mikre i raczej krótkotrwałe rezultaty. Południe Włoch nie dogoniło bogatej północy, a wschodnie Niemcy (nie tyle zacofane, ile zniszczone przez socjalizm) dalej są obciążeniem dla gospodarki niemieckiej. W Polsce wystąpiło podobne zjawisko. Okres po 1990 r. bardzo boleśnie zweryfikował efektywność zakładów przemysłowych budowanych z pominięciem rachunku ekonomicznego. Upadły bądź bardzo skurczyły się niemal wszystkie fabryki wznoszone w czasach COP i socjalistycznej industrializacji. W wyniku tego w województwach Polski Wschodniej największymi pracodawcami są jednostki sfery budżetowej.

Po cichu zatem wszyscy się pogodzili z dużymi (i rosnącymi) różnicami regionalnymi. Zgłaszane czasem czy nawet zapisywane w dumnie brzmiących strategiach koncepcje regionalnych centrów wzrostu, są jedynie lekiem na wyrzuty sumienia. Bo dominuje przeświadczenie, że na wielką siłę ssącą Warszawy, w której powstają coraz to nowe organy administracji i która ściąga kolejne centrale wielki firm, nie ma siły. Podobnie jak na korzyści związane z lokalizacją w województwach zachodnich. Na pocieszenie pozostaje to, że Praga, Budapeszt czy Bratysława w jeszcze większym stopniu są wyspami szczęścia wśród oceanu najwyżej umiarkowanego dostatku.

Na koniec parę słów pocieszenia. Ważna jest nie tylko skala różnic, ale także to, na jakim poziomie one występują. W połowie lat 50., gdy różnica była 40-proc., nasze społeczeństwo zabiegało o zaspokojenie potrzeb podstawowych. Dzisiaj chodzi jednak o potrzeby wyższego rzędu.

Środkiem niwelującym różnice dochodowe w regionach w pewnym stopniu mogłoby być zwiększenie ruchliwości przestrzennej ludzi, ale możliwości w tej dziedzinie są ograniczone, biorąc pod uwagę wszystkie niedogodności emigracji zarówno tej „na saksy", jak i „słoikowej". Swoje czynią programy unijne (o naszym janosikowym, który był jedynym wewnętrznym czynnikiem wyrównawczym, nie wspominam, bo władza chce go ograniczyć). Środki UE mają umiarkowany wpływ na lokalne PKB, ale wyrównują poziom infrastruktury, wpływając na jakość życia. Przyspieszają też wzrost dochodów rolniczych; właśnie duży udział rolnictwa w gospodarce regionu decydował o jego niskiej pozycji dochodowej.

Być może to nie wystarczy i w przyszłości dystans Warszawa – ściana wschodnia będzie jeszcze większy. Ale i tak lepiej być biednym w kraju stosunkowo bogatym niż bogatym w kraju dość biednym.

W tamtych czasach sztandarową zasadą w planowaniu było równomierne rozmieszczenie sił wytwórczych. Jako cel w planie sześcioletnim zapisano industrializację i „wprowadzenie oddziałów klasy robotniczej do każdego miasta, miasteczka i wsi". Mimo to okazało się, że istnieje wyraźny podział na Polskę A, B i C. Dochód narodowy na mieszkańca w województwie katowickim wynosił 120 proc., a w warszawskim, gdańskim, wrocławskim i szczecińskim 110 proc. średniej krajowej. Na drugim końcu tabeli plasowały się województwa: lubelskie, białostockie, rzeszowskie i kieleckie, z dochodem wynoszącym 80 proc. średniej.

Pozostało 85% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy