Dziś, po roku, dobrze wiemy, że nie odleciał. Pandemia, która tak bardzo zdewastowała gospodarkę i świat naszej prywatności, nie przeminęła i wciąż daje o sobie znać kolejnymi mutacjami, deltą czy omikronem. Jakie będą następne? I czy będą? Tego oczywiście nie wiemy. Pewnym optymizmem napawają głosy ekspertów, że kolejne mutacje są co prawda bardziej zakaźne, ale mniej zjadliwe, czyli bezpieczniejsze. Jeśli więc natura nie przygotuje jakiejś nadzwyczajnej niespodzianki, można mieć nadzieję, że choroba otrzyma rangę cyklicznej, ale już bezpiecznej albo niemal bezpiecznej, infekcji. Trudno jednak o tym komukolwiek wyrokować, epidemie kierują się własną, niepojętą dla ludzi logiką, zostaje nam więc cierpliwe czekanie.

Nie znamy przyszłości pandemii, ale – tu chyba łatwiej o powszechną zgodę – powoli uczymy się z nią żyć. Ruszyły gospodarka, edukacja, życie społeczne. Co prawda wciąż ograniczone rygorami, ale niezaryglowane, jak choćby wiosną 2020 r. Niestety, covidowe dewastacje prócz krótkoterminowych mają również skutki długoterminowe. Ludzkość ucierpiała na nich w skali globalnej. Covid przerwał bądź drastycznie wydłużył łańcuchy dostaw. Opóźnił produkcję. Wywołał globalną podwyżkę cen surowców i usług. To główne przyczyny światowej inflacji, szczególnie dotkliwie odczuwanej nad Wisłą.

Pandemia dokonała również przetasowań w waloryzacji branży gospodarczych. Upadają tradycyjne formy handlu, a na ich miejsce wkracza z imperialnym rozmachem e-handel. Pandemia ożywiła biznesy internetowe, cyfrowe i spedycję, wywołując przy okazji zjawisko kryzysu podażowego. To nie tylko brak produktów (po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat tak dotkliwy), ale również deficyt rąk do pracy w transporcie. Bo mimo iż w szybszym niż kiedyś tempie przenosimy się z naszym światem do sieci, transport wciąż nie doczekał się autonomizacji.

W Polsce władza całkiem nieźle poradziła sobie z pomocą dla „wyciszonych" przez pandemię przedsiębiorstw. Wielka w tym zasługa PFR, któremu trzeba w tym miejscu oddać sprawiedliwość. Niestety, dużo gorzej sprawdził się NBP ze stojącym na jego czele Adamem Glapińskim, który zignorował ryzyko inflacji. To m.in. dzięki niemu wchodzimy w 2022 r. z nieznanymi od dziesięcioleci podwyżkami. W tej fazie pandemii zawodzą również politycy. Nie udało im się wyzwolić solidarności narodowej w obliczu zagrożenia, zbudować efektywnego systemu komunikacyjnego ze społeczeństwem czy namówić do powszechnego szczepienia się przeciw covid. W zamian wciąż rozhuśtują emocje społeczne i igrają naszymi relacjami z partnerami w Europie i za oceanem. Trudno to ocenić inaczej niż jako karygodną lekkomyślność.

Co będzie w 2022 r.? Świat bez wątpienia pójdzie do przodu. Nawet jeśli pandemia nie odpuści, zrutynizujemy aktywność w jej cieniu. Polska będzie musiała się zmierzyć z falą gwałtownych podwyżek, wciąż rosnącą inflacją (szczyt wiosną), postępującym zubożeniem i problemami migracyjnymi. Presja płacowa osłabi polski biznes i ograniczy inwestycje. Wielu Polaków będzie szukało ratunku przed zubożeniem w Unii Europejskiej. Do tego dochodzi również coraz poważniejsze zagrożenie ze Wschodu. Czy Putin zdecyduje się na wojnę z Ukrainą? To jedno z najważniejszych pytań sezonu 2021/2022. Jeśli tak, to katalog naszych wyzwań poszerzy się o kilka nowych, ważnych punktów. Czegóż mógłbym sobie i moim rodakom życzyć na Gwiazdkę? Polityków, którzy miast szermować konfliktami, szukają porozumienia. Mniej państwa w gospodarce. Mniej polityki w mediach. Więcej rozsądku, namysłu i spokoju, bo czarne ptaszysko wciąż nad nami wisi i nieustannie grozi. Szczęśliwie już można wyczuć powiewy wiatru, które odgonią go z kraju nad Wisłą. Oby jak najszybciej.