Nie najlepsze dane ze strefy euro oraz kiepskie wyniki branży budowlanej w Polsce powodują, że banki i instytucje finansowe zaczynają korygować prognozy dotyczące wzrostu PKB w 2010 r. Cięcia dotyczą głównie strefy euro – dotąd tylko JP Morgan zdecydował się zweryfikować w dół szacunki dotyczące naszego kraju, z 3,5 do 3,2 proc.
– Myślę, że wszyscy, których prognozy dla Polski są obecnie wyższe niż 3 proc., mają powody do stresu – twierdzi Łukasz Tarnawa, ekonomista PKO BP. – Na fali wcześniejszego optymizmu banki i instytucje finansowe dość entuzjastycznie ogłosiły koniec kryzysu, teraz po nie najlepszych danych o produkcji i koniunkturze oraz doniesieniach z Grecji zaczynają się zastanawiać nad weryfikacją prognoz.
JP Morgan zdecydował się obniżyć szacunki dla Eurolandu z 2,1 proc. do 1,6 proc. Jeszcze bardziej pesymistyczni są eksperci banku AIB, którzy uważają, że gospodarki tych krajów będą rosły w tym roku w tempie 1 proc., wobec wcześniejszych prognoz mówiących o 1,3 proc. Ekonomiści obawiają się, że w głównych gospodarkach strefy euro – Niemczech, Włoszech i Francji – sytuacja na rynku pracy jeszcze się nie ustabilizowała, bezrobotnych będzie przybywać, co wpłynie na poziom konsumpcji.
– Poza tym nie najlepsze są ciągle dane o podaży pieniądza – zaznacza Arkadiusz Krześniak, ekonomista Deutsche Banku. – Dopóki nie zostanie uruchomiony kanał kredytowy, trudno oczekiwać poprawy. Ekonomista zaznacza, że polska gospodarka jest wprawdzie uzależniona od rozwoju sytuacji w strefie euro, ale na razie nie widzi powodów, aby przeszacowywać prognozy.
Zdaniem Mateusza Szczurka, ekonomisty ING, argumentem za zastanawianiem się nad całorocznym wynikiem PKB i obniżką szacunków za pierwszy kwartał może być sroga zima oraz fatalne wyniki w budownictwie. – Spadki w tej branży są znaczące, w styczniu produkcja budowlano-montażowa skurczyła się o 15,3 proc., a budownictwo jest istotną częścią PKB – przypomina. Jednocześnie dane o produkcji przemysłowej za styczeń były lepsze od przewidywań – wzrost wyniósł 8,5 proc.