– Na 5-7 proc. wzrostu gospodarczego, czym mogliśmy pochwalić się w latach 2006 – 2008 r., przyjdzie nam czekać wiele lat, może dekadę – mówi prof. Witold Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce.
Dołuje nas Zachód
Dlaczego? – Gospodarka z taki atutami jak nasza może bardzo szybko się rozwijać, gdy jest ciągnięta przez eksport. By tak się stało, trzeba mieć tak tanią siłę roboczą jak Chiny czy Indie, albo być silnie związanym z rozwiniętymi krajami – wyjaśnia Orłowski.
My jesteśmy mocno związani z Zachodem, tyle że Zachód po wielkim kryzysie zadłużeniowym nie dojdzie do siebie zbyt szybko. Orłowski przewiduje, że przez kolejnych kilka lat gospodarki krajów UE będę się rozwijać w tempie 0-1 proc. rocznie. – A my o 2 – 3 pkt. proc. więcej, czyli w 2 – 4-proc. tempie. Trzeba się pogodzić, że nie będzie to ani 7 proc., ani nawet 5 proc. – analizuje Orłowski.
– Nawet jeśli dojdzie do ożywienia w globalnej gospodarce, to i tak nie wróci ona do wzrostów sprzed kryzysu – przewiduje też Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK, członek Rady Gospodarczej przy premierze. – Wówczas był on w znacznej mierze generowany kredytem, dziś państwa i społeczeństwa zachodnie muszą zmniejszać zadłużenie – tłumaczy. I dodaje, że skoro polska gospodarka jest silnie uzależniona od europejskiej, to i u nas nie ma się co spodziewać silnego odbicia. Jego zdaniem w latach 2014 – 2015 PKB wzrośnie średnio o 3,5 proc.
Trzeba się przygotować
Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy wylicza, że jeszcze kilka lat temu nasza gospodarka potencjalnie mogła rozwijać się w tempie 5 proc. rocznie, obecnie ten potencjał to tylko 3 proc. – Świat się zmienia, nasza gospodarka pędziła m. in. dzięki zewnętrznemu finansowaniu i zagranicznym inwestycjom. Teraz kapitał jest znacznie mniej dostępny – mówi Kalisz. Jego zdaniem, polski PKB w 2014 wzrośnie o 2,8 proc., a w 2015 – o 3,3 proc.