Mimo, że spora jego część to szara strefa rozciąga się po Chiny i Indie przyciągając globalne marki jak L'Oreal czy Unilever. W Nigerii, gdzie niektórzy żyją za 2 dolary dziennie, inni potrafią stać w kolejkach i po kilkugodzinnym zabiegu zapłacić za usługę 40 dolarów.
Trudno podać wiarygodne dane dla całej Afryki jednak pojawiają się liczby, które pokazują rozwój tego biznesu. Wg Euromonitor International w ubiegłym roku w RPA, Nigerii i Kamerunie sprzedano szampony, relaxery i płyny do włosów za 1.1 mld dolarów. Rynek środków pielęgnacji do włosów w płynie rośnie tam średnio o 5 proc. od 2013 roku, a trend powinien utrzymać się do 2018 r. Liczby te nie uwzględniają sprzedaży z ponad 40 innych subsaharyjskich krajów, czy ogromnego rynku „suchych włosów", gdzie produkuje się fragmenty fryzur, rozszerzenia, czy peruki ze wszystkiego - od syntetycznych włókien do włosów ludzkich lub jaka. Niektórzy szacują wartość przemysłu „suchych włosów" na 6 mld dolarów rocznie.
Pielęgnacja włosów jest ważnym źródłem pracy dla kobiet, które stanowią dużą część nieformalnej gospodarki najbiedniejszego kontynentu.
-Afrykańskie kobiety są chyba najbardziej śmiałe, jeżeli chodzi o fryzury – mówi Bertrand de Laleu, dyrektor L'Oreal w RPA. Francuski gigant kosmetyczny otworzył w tym roku pierwszą wielokulturową szkołę stylizacji, która ma szkolić studentów wszystkich ras na wszystkich rodzajach włosów. Przydadzą się oni w salonach, które będą chciały przyciągnąć klientów z różnych grup etnicznych.
L'Oreal planuje dopasować swoją linię produktów o nazwie „Dark and Lovely" do afrykańskich włosów i skóry. Obecne prawie połowa produkcji z fabryk w RPA i Kenii sprzedawana jest na Czarnym Lądzie.