Ponownie przyspieszył wzrost cen żywności i napojów bezalkoholowych, a więc towarów, które mają największy udział w wydatkach statystycznego gospodarstwa domowego. W czerwcu podrożały one o 14,1 proc. rok do roku, po zwyżce o 13,5 proc. rok do roku w maju i o 12,7 proc. w kwietniu. W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów z tej kategorii wzrosły jednak tylko o 0,7 proc., po zwyżce o 1,3 proc. w maju i o 4,4 proc. w kwietniu. Na podstawie piątkowych danych GUS ekonomiści szacują, że tzw. inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności, wyniosła w czerwcu od 9,2 do 9,4 proc. rok do roku, po 8,5 proc. w maju.
– Inflacja bazowa miesiąc do miesiąca wyniosła w czerwcu prawdopodobnie 0,7–0,8 proc., najmniej w tym roku. Może to być pierwszym sygnałem, że spadek dynamiki realnych dochodów rozporządzalnych i słabszy popyt ograniczają możliwości firm do przerzucania rosnących kosztów produkcji na ceny detaliczne – ocenia Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Zdają się to potwierdzać publikowane w ostatnich tygodniach wyniki ankietowych badań koniunktury. Przykładowo, według badania KE w czerwcu zmalały oczekiwania na wzrost cen sprzedaży w przemyśle, budownictwie i handlu detalicznym, minimalnie wzrosły jedynie w usługach. Stabilizują się też, choć na wysokim poziomie, oczekiwania inflacyjne konsumentów.
Analitycy są zgodni w ocenach, że inflacja nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, ale jej czerwcowy skok o 1,7 pkt proc. był ostatnim tak dużym. – W naszej opinii szczyt inflacji zobaczymy pod koniec III kw. br. na poziomie bliskim 16,5 proc. Z końcem roku inflacja powinna powoli zacząć opadać ze względu na zakładane przez nas schłodzenie koniunktury, jak również efekty wysokiej bazy odniesienia z roku ubiegłego – tłumaczy Kamil Łuczkowski, ekonomista z Banku Pekao. Co to znaczy powoli? Poniżej 10 proc. inflacja utrzyma się prawdopodobnie co najmniej do drugiej połowy 2023 r. Powrót do celu NBP, czyli 2 proc., to perspektywa 2024 lub nawet 2025 roku.
Złoty wymusi podwyżki
Spowolnienie gospodarcze wyraźnie widoczne jest już w przemyśle. Jak podała w piątek firma Standard & Poor's, PMI – wskaźnik koniunktury w przetwórstwie bazujący na ankiecie wśród menedżerów logistyki – tąpnął w czerwcu do 44,4 pkt z 48,5 pkt w maju. Pomijając okres pandemii Covid-19, poniżej 45 pkt wskaźnik ten był wcześniej w czasie globalnego kryzysu finansowego z lat 2008–2009. Jednocześnie, pomijając pandemiczny 2020 r., to dopiero drugi raz w sięgającej 1998 r. historii PMI, gdy wskaźnik ten zmalał o ponad 4 pkt w ciągu miesiąca. – Skala spadku PMI zapowiada nie spowolnienie gospodarcze, ale – niestety – recesję – skomentowała Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego.
Z ankiety, na której bazuje PMI, wynika m.in., że polskie firmy borykają się ze słabnącym popytem, przez co ograniczają produkcję i zatrudnienie. Utrzymuje się wciąż wzrost kosztów firm, a także cen ich produktów, ale w czerwcu wyraźnie zwolnił.