Wczoraj Chińczycy poinformowali, że wzrost PKB w I kwartale 2010 wyniósł 11,9 proc. To o 0,5 pkt procentowego więcej, niż prognozowali najwięksi optymiści wśród ekonomistów. I o 1,2 pkt procentowego szybciej, niż w ostatnim kwartale 2009. Entuzjastycznie zareagowały na te dane azjatyckie indeksy giełdowe Hang Seng zakończył czwartek wzrostem o 16 proc. — na poziomie 22,12143 tys.
Przy tym dzisiaj sytuacja jest inna, niż w latach najszybszego chińskiego wzrostu w latach 2006-2007, kiedy rósł nie tylko PKB, ale i inflacja. Teraz wzrost cen jest pod kontrolą — w I kwartale wyniósł 2,4 proc. Pojawiają się jednak sygnały, że tak korzystny wynik może być nie do utrzymania. Marcowe ceny hurtowe wzrosły o 5,9 proc rok do roku., w lutym ten wzrost wyniósł 5,4 proc.
[srodtytul]Chiny i reszta[/srodtytul]
Chiński rozwój pociąga za sobą resztę kontynentu. Chińczycy stali się najbardziej pożądanymi turystami w regionie. Mają pieniądze i nie obawiają się ich wydawać. Widać ich w najbardziej luksusowych sklepach Singapuru i Hongkongu, a całe rodziny wypoczywają na plażach Tajlandii, Malezji i Indonezji. Chiny importują coraz więcej żywności. Stały się największym klientem tajwańskich producentów kwiatów i owoców z Tajwanu. Kupują krewetki z Tajlandii, luksusowe towary z Włoch, Francji i Szwajcarii, auta z Japonii i Niemiec.
W I kwartale sprzedaż detaliczna strzeliła do góry o 17,9 proc., w tym sprzedaż samochodów osobowych o 72 proc. Jednocześnie władze zajęły się poważnie reformami systemu emerytalnego, aby niemal chorobliwie oszczędni dotychczas Chińczycy nie chowali każdego juana.