Socjaliści liczą, że prezydent elekt Francji nie zapomni o aspekcie socjalnym takiej polityki, Republikanie - że będzie pamiętał o liberalizmie.
Były bankier inwestycyjny Macron odszedł z rządu Francois Hollande'a, bo uważał, że reformy gospodarczo-społeczne idą za wolno. Rzeczywiście, Francja od wielu lat kojarzona jest z gospodarczą stagnacją. Nie radzi sobie ze zduszeniem sięgającego 10 proc. bezrobocia i nie przyciąga znacznych inwestycji. Brakuje jej konkurencyjności. Z globalnego kryzysu gospodarczego wychodziła wolniej niż USA, czy Niemcy.
Najnowsze dane dotyczące wzrostu gospodarczego nie napawają optymizmem - w pierwszym kwartale tego roku francuskie PKB wzrosło o 0,3 proc., a koniec ubiegłego roku był niewiele lepszy. Od początku kryzysu w 2007 roku wzrost francuskiego PKB nie spełnia oczekiwań; w roku 2016 przekroczył nieznacznie 1 proc., podczas gdy gospodarka Niemiec wzrosła o prawie 2 proc.
W kampanii wyborczej Macron wielokrotnie podkreślał, że gospodarka jest dla niego priorytetem. Na reformy liczą Francuzi, ale też niemiecki biznes, przez ostatnie lata rozczarowany ich brakiem. Francja to druga gospodarka strefy euro, więc od jej kondycji zależy w znacznym stopniu stan gospodarki tak niemieckiej, jak i unijnej. Eksperci wskazują, że te ostatnie lata przyniosły spadek wiarygodności Paryża w oczach niemieckiego kapitału, stąd zapowiedzi Macrona, że będzie dążył do wzmocnienia francusko-niemieckich więzi. Najbliższe miesiące pokażą, na ile te zapowiedzi uda się wprowadzić w życie.
W jego wyborczym planie reform można rzeczywiście znaleźć zarówno elementy charakterystyczne dla lewej, jak i prawej strony francuskiej sceny politycznej. Analitycy porównują koncepcje prezydenta elekta do nordyckiego modelu gospodarczego.