Wczoraj w południe rząd zmienił politykę energetyczną Polski do 2030 r., dając zielone światło do przejęcia Energi przez Polską Grupą Energetyczną. Cztery godziny później minister skarbu podpisał umowę z PGE o sprzedaży ponad 84 proc. akcji gdańskiej spółki za 7,5 mld zł. Ale dokument ma charakter warunkowy i wejdzie w życie tylko, gdy inwestor otrzyma na transakcję zgodę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który jest jej przeciwny.
– Jesteśmy otwarci na dyskusję – zapewnia prezes PGE Tomasz Zadroga. I dodaje, że główny problem to różnica w określeniu definicji rynku. – My traktujemy rynek szerzej niż w odniesieniu tylko do Polski, mówimy o regionie, a nawet całej Unii – wyjaśnia prezes Zadroga. – Tym bardziej że i Komisja Europejska chce, by powstał wspólny rynek energii ok. 2015 r.
PGE zamierza w ciągu dwóch tygodni przesłać do urzędu antymonopolowego niosek o zgodę na transakcję. Jeśli jej nie dostanie, transakcji nie będzie. A czeka na nią minister skarbu, bo musi wypełnić plan przychodów prywatyzacyjnych, i budżet, którego potrzeby są powszechnie znane.
Wczorajsza decyzja rządu o zmianie polityki energetycznej Polski do 2030 r., tak by połączenie PGE i Energi było możliwe, może pomóc w negocjacjach z UOKiK. Czy tak się stanie, to okaże się już za kilka tygodni. Prezes urzędu Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel już od kilku miesięcy zapowiada, że nie da zgody na tę transakcję. Popierają ją też eksperci branży i nawet prof. Leszek Balcerowicz. Argument przeciw transakcji to osłabienie konkurencji i nadmierne wzmocnienie PGE.
– To dobra transakcja. Zbudowanie silnej grupy jest konieczne z jednej strony ze względu na politykę Unii Europejskiej, a z drugiej – ze względu na możliwości inwestycyjne – mówi „Rz” wiceminister skarbu Jan Bury. W komunikacie opublikowanym po posiedzeniu rządu czytamy, że „na polskim rynku musi pojawić się podmiot, który będzie w stanie sprostać konkurencji na rynku regionalnym” i „udźwignąć ciężar finansowy i technologiczny budowy elektrowni jądrowej”, szacowany na ok. 11 mld euro.