Wstępny projekt ustawy budżetowej na rok 2013 ma zostać przekazany pod obrady rządu 6 września br. – poinformowało wczoraj „Rz" Ministerstwo?Finansów. To bardzo oczekiwany dokument, bo pokaże jak rząd widzi stan finansów publicznych, a pośrednio naszych kieszeni, w sytuacji nadchodzącego spowolnienia gospodarczego.
Na razie ekonomiści nie przewidują, by niższe tempo wzrostu gospodarki spowodowało dewastację finansów publicznych i dramatyczne decyzje, np. o podwyższeniu podatków. W?ich opinii rząd raczej zdecyduje się na zejście z wyznaczonej, restrykcyjnej ścieżki ograniczania deficytu finansów publicznych. Dotychczas resort finansów zakładał zejście z deficytem do 2,2 proc. PKB w 2013 r. – Prognozuję, że przyszłym roku wzrost PKB wyniesie 1,5 proc. Przy czym może się utrzymać podwyższona inflacja, co oznacza nominalny wzrost PKB o ok. 5 proc. To oczywiście pomoże budżetowi państwa. Zakładam, że w takiej sytuacji rząd podejmie decyzję o zamrożeniu wysokości deficytu finansów wobec PKB na poziomie 3 proc., odchodząc od polityki jego zmniejszania – ocenia Witold Orłowski, główny ekonomista PwC, członek Rady Gospodarczej przy Premierze.
– Z dotychczasowych wypowiedzi decydentów można wnioskować, że rząd będzie chciał utrzymać pewną dyscyplinę fiskalną, ale nie będzie się już starał podążać wyznaczoną wcześniej ścieżką zacieśniania tej dyscypliny – komentuje w podobnym tonie Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy.
Gdyby tak się rzeczywiście stało, byłaby to dobra informacja dla podatników. Z jednej strony, nie byłoby konieczności wprowadzania dodatkowych instrumentów zwiększających dochody budżetowe, czyli głębszego sięgania do naszych kieszeni. Z drugiej – 3-proc. deficyt wciąż byłby akceptowalny dla rynków finansowych i nie spowodowałby utraty naszej wiarygodności. – Większość państw w Europie odchodzi od ścieżki silnego ograniczania deficytu, ze względu na sytuację gospodarczą. W Polsce także nie powinno być to oceniane negatywnie – uważa Kalisz. Jednocześnie 3-procentowa luka w finansach publicznych byłaby bezpieczna dla poziomu zadłużenia. Przy takich wielkościach dług nie przekroczyłby zapewne – choć wiele zależy od kursu walut – konstytucyjnego progu ostrożnościowego 55 proc. PKB, zmuszającego rząd do likwidacji deficytu w kolejnym budżecie albo do innych działań naprawczych. – A może nawet udałoby się dług delikatnie ograniczyć – dodaje prof. Orłowski.
Być może jedną z niedogodności byłoby utrzymanie przez Brukselę procedury nadmiernego deficytu. – Ale to nie wydaje się wielkim problemem – zauważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.