W weekend na ulicach pomocy od państwa domagali się frankowicze. Kilka dni wcześniej Związek Nauczycielstwa Polskiego zgłosił żądanie podwyżek dla nauczycieli po 700 zł. Centrale związków zawodowych chcą, pod groźbą strajku generalnego, m.in. powrotu do niższego wieku emerytalnego i wcześniejszych emerytur.
W roku wyborczym żądania wobec państwa mnożą się jak grzyby po deszczu. – Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą – komentuje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Sławne porozumienie rządu z górnikami pokazało, że od rządu można coś wyrwać dla siebie. Teraz i inni będą próbować.
Około 36 mld zł musiałby rząd znaleźć w budżecie na przyszły rok, gdyby chciał spełnić pojawiające się żądania społeczeństwa, i to bez wydatków na ratowanie frankowiczów. Ponieważ roszczenia mają długotrwałe skutki, w następnym roku ich koszt urósłby już do 50 mld zł. A roszczeń przybywa z każdym tygodniem. Ostatni problem to dramatyczna sytuacja osób, które zaciągnęły pożyczki w w gwałtownie drożejącej szwajcarskiej walucie. Gdyby wyciągnąć do nich pomocną dłoń, trzeba by wysupłać 34 mld zł.
Ale to niejedyne oczekiwanie Polaków – zniesienie wyższego wieku emerytalnego w 2016 roku kosztowałoby nas 10 mld zł i z każdym rokiem ta suma rosłaby o kilka miliardów złotych. Przywrócenie przywilejów dotyczących wcześniejszych emerytur to kolejne 6 – 7 mld zł rocznie. Podwyżki płac dla nauczycieli o 700 zł dają w przyszłym roku 5,5 mld zł dodatkowych wydatków. Do tego dochodzą roszczenia płacowe urzędników – 3 mld zł, oraz trudne do oszacowania – górników, pocztowców, kolejarzy i hutników.
Ekonomiści mówią krótko: nie stać nas.