Niezależnie od tego, czy we Francji rządzi prawica, lewica, czy też centrum, francuska władza uwielbia ingerować w to, co dzieje się w firmach.
Za, a nawet przeciw
Doskonale widać to po sytuacji, która doprowadziła do rozpadu już pewnej fuzji Fiat Chrysler Automobiles z francuskim Renaultem. Firmy porozumiały się i pokazały, jakie będą miały korzyści z tej fuzji. A były one niemałe, bo po 5 mld euro rocznie dla FCA i tyle samo dla Renaulta. Giełda po obu stronach Alp była zachwycona. Tymczasem minister finansów Bruno Le Maire, który początkowo też sprzyjał pomysłowi fuzji, zmienił jednak zdanie. Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy rząd miesza w Renault. Podobnie było w roku 2014, kiedy WZA szykowało się się do podjęcia kluczowych decyzji dotyczących aliansu z Nissanem, rząd podniósł swoje udziały z 15 do 20 proc. Ówczesny prezes Renaulta, Carlos Ghosn, który zawsze miał na pieńku z ministrami finansów, a wówczas był nim Emmanuel Macron, był wówczas bliski zawału serca. I z tymi 20 procentami w Renault rząd pozostał do dzisiaj. Gdyby ostatecznie doszło do fuzji FCA i Renault, udział państwa zmniejszyłby się do 10 proc. w nowej firmie i Bruno Le Maire miałby znacznie mniej do powiedzenia.
Francuska władza niczego nie nauczyła się na przykładzie transakcji fuzji stoczni St Nazaire z włoską Fincantieri, kiedy w 2017 r. rząd zdecydował się na nacjonalizację firmy, aby tylko nie pozwolić, by dostała się w ręce włoskiego udziałowca. „Bo Włosi przejęliby nowoczesne technologie". Ostatecznie doszło do porozumienia państwowej Naval Group z Fincantieri, udziały we francuskiej stoczni zostały podzielone pół na pół, co jednocześnie okazało się pierwszą europejską konsolidacją w przemyśle zbrojeniowym. Co dalej? Zarządzana przez Włochów stocznia kwitnie i strona francuska zastanawia się nad „wydzierżawieniem" Fincanteri 1 proc. udziałów, aby mieli większość.
Francuskie państwo zazwyczaj także jest zdeterminowane, kiedy zachodzi konieczność ratowania firm. W 2016 r., kiedy trzeba było utrzymać przy życiu Alstoma, rząd francuski wydał prawie pół miliarda euro na to, by firma mogła produkować pociągi wysokich prędkości, których Francja nie potrzebuje. Miały jeździć, rozwijając prędkość 320 km/godz., podczas gdy francuskie tory pozwalają na jazdę jedynie 200 km/godz. Francuzi wtedy żartowali, że równie dobrze można myśliwcami Rafale zastąpić autobusy i państwo wesprze Dassaulta, a żeby pomóc Danone, warto wpuścić jogurty do kranów, zastępując nimi wodę.
Dzisiaj rząd francuski ma udziały w 81 firmach, od Alstoma po Orange, EDF czy Renault, których wartość rynkowa przekracza łącznie 90 mld euro, a zatrudnienie w nich znajduje 1,7 mln osób. – Francuski model interweniowania w firmach jest naganny – uważa Jean Peyrelevade, były prezes państwowego banku Crédit Lyonnais. I wskazuje na transakcję sprzedaży energetycznej części Alstoma amerykańskiemu GE, który po okresie ochronnym zamyka francuskie zakłady.