Dane napływające z amerykańskiego rynku nieruchomości są coraz gorsze. Indeks NAHB pokazujący nastroje wśród firm budowlanych spadł do najniższego poziomu od 1985 r. Liczba nowych budów we wrześniu była najmniejsza od 1995 r.
Amerykański sekretarz skarbu Hank Paulson stwierdził, że rynek nieruchomości będzie poważnym ciężarem dla amerykańskiej gospodarki w 2008 r. W ostatnich tygodniach różne instytuty znacząco obniżyły prognozy wzrostu PKB dla tego kraju i w związku z tym dla całego świata.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy opublikował wczoraj raport, z którego wynika, że USA w 2008 r. będą rozwijać się w tempie 1,9 proc., czyli o 0,9 pkt proc. wolniej, niż przewidywano jeszcze pół roku temu. Obniżono również prognozy dla światowej gospodarki – z 5,2 proc. do 4,8 proc. – i niektórych krajów naszego regionu. Co ciekawe, przewidywania dla Polski się poprawiły. Wzrost gospodarczy ma wynieść 5,3 proc., czyli będzie o 0,3 proc. wyższy, niż szacowano pół roku temu. Chociaż już przed tygodniem szefowie MFW ostrzegali, że te szacunki mogą być zbyt optymistyczne.
Głównym zagrożeniem dla świata ze strony amerykańskiego rynku nieruchomości jest ryzyko spadku konsumpcji Amerykanów. Swoje domy traktują oni jako formę oszczędności, więc jeżeli ich ceny spadają, istnieje ryzyko, że konsumenci ograniczą swoją aktywność. A globalna koniunktura nie może nie zareagować na to, co się dzieje za Atlantykiem. Amerykańscy konsumenci kupują bowiem na całym świecie.
Na szczęście świat jest coraz mniej zależny od Stanów Zjednoczonych. Ogromną siłą napędową są kraje rozwijające się.