To wyjątkowy przypadek: zagraniczny inwestor nie musi ratować fabryki, powinien jej tylko ułatwić rozwój. ARP przyspiesza wycenę spółki, by w przyszłym roku wystawić firmę na sprzedaż – dowiedziała się „Rz”.
– Chcemy zaproponować inwestorom do 100 proc. naszych udziałów w PZL Świdnik. W 2008 roku oferty sprzedaży zakładów trafią do potentatów branży śmigłowcowej na świecie – potwierdza Adam Stolarz, wiceprezes agencji.
Prywatyzacyjna rozgrywka może być emocjonująca, bo zakłady w Świdniku doskonale prosperują i z tegorocznymi przychodami prognozowanymi na 360 mln zł i pełnym portfelem zamówień kooperacyjnych mogą być poważnym partnerem dla największych producentów z branży.
– Prywatyzacja Świdnika była nieunikniona. Mniejsze firmy na globalnym rynku lotniczym nie mają dziś szans – mówi Bartosz Głowacki z pisma „Skrzydlata Polska”. Nawet dla projektowania nowych konstrukcji, ze względu na koszty, zawiązują się międzynarodowe konsorcja. – Świdnik powinien jednak bronić utrzymania produkcji finalnej śmigłowców – mówi Głowacki. Oprócz prestiżu daje to niezależność i pieniądze z serwisu sprzętu w okresie eksploatacji.
Mieczysław Majewski, prezes PZL Świdnik, twierdzi, że bez pieniędzy strategicznego inwestora PZL nie poradziłyby sobie z pilną, właśnie szykowaną modernizacją śmigłowca Sokół i rozwojem taksówki powietrznej, czyli małego helikoptera SW4 własnej konstrukcji. Silny partner pomoże też Świdnikowi dołączyć do czołówki producentów przygotowujących międzynarodowe programy rozwoju transportu lotniczego. Na modernizację linii technologicznych i badania Świdnik potrzebuje w najbliższych latach 300 mln zł.