Przygotowania do świątecznego obżarstwa to moment, którego handel nie może przegapić. Rośnie zwłaszcza sprzedaż słodyczy, alkoholu i mięs – zarówno wędlin, jak i świeżych produktów do pieczenie i gotowania. – Preferujemy krajowych dostawców, ale gdy klienci kupują dużo mięsa, tak jak teraz przed świętami, to wspomagamy się importem. Z zagranicy sprowadzamy głównie wieprzowinę – informuje rzecznik sieci Tesco Przemysław Skory.
Ze statystyk wynika, że jedna dziesiąta sprzedawanej w kraju wieprzowiny pochodzi z importu. Z Danii sprowadzamy przede wszystkim tzw. kamizelki, czyli to, co zostało na tuszy po wykrojeniu schabu i szynek. Zagraniczny surowiec wieprzowy jest wykorzystywany także do produkcji krajowych wędlin.
W wielu garnkach z sylwestrowym bigosem znajdzie się duński boczek. Choć w smaku nie może się równać z polskim, wygląda od niego lepiej, co kusi klientów. – Lubimy boczek, który na Zachodzie się praktycznie nie sprzedaje. Wolimy udka kurczaka od filetów. Nasi producenci eksportują więc na zachód piersi, a do kraju sprowadzają nóżki drobiowe – opowiada prof. Jerzy Urban z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Udka indyków i kurczaków kupujemy nawet z Brazylii. Importowany drób odpowiada ok. 6 proc. krajowej produkcji.
Mało jest natomiast importowanej wołowiny, koniny, baraniny i koźliny – bo spożycie tych mięs jest w naszym kraju pięciokrotnie niższe niż na Zachodzie. Za to nasza wołowina masowo wyjeżdża za granicę. – Tylko w firmowych sklepach mamy pewność, gdzie wyprodukowano mięso. Większość sieci handlowych nie informuje klientów, skąd sprowadza towar, a właściciele małych sklepów nawet tego nie wiedzą – wskazuje Witold Choiński, szef izby Polskie Mięso.