Gazprom groził wstrzymaniem dostaw gazu, domagając się spłaty przez Ukrainę 1,5 mld dol. długu za dostawę surowca. Kurki miały być zakręcone we wtorek, jednak strony doszły do porozumienia. Ukraina zobowiązała się uiścić należności za paliwo dostarczane przez Rosję od listopada ub.r. – Zaczniemy realizować spłatę długu już w czwartek – oznajmił Wiktor Juszczenko po spotkaniu z rosyjskim przywódcą Władimirem Putinem.
Za rosyjski gaz Ukraińcy zapłacą po 179,5 dol. za tys. metrów sześc., a nie po 314 dol., jak żądał Gazprom (różnica w cenie to efekt dostarczania na Ukrainę droższego paliwa rosyjskiego, a nie środkowoazjatyckiego). Prezydenci obu krajów ustalili też zasady współpracy dotyczącej gazu w najbliższych latach. Cena za surowiec na razie zostanie bez zmian – po 179,5 dol. za tys. metrów sześc.
Według źródeł rosyjskich, Ukrainie nie udało się za to przeforsować wyeliminowania z gry pośrednika w kontaktach rosyjsko-ukraińskich, spółki RosUkrEnergo (50-proc. jej udziałów ma Gazprom). Spółka ma na razie zostać na rynku ukraińskim, a o jej dalszym losie zdecydować ma obustronna grupa robocza.
Zupełnie inny komunikat wydał jednak ukraiński Naftogaz, według którego RosUkrEnergo nie będzie już pośredniczył w obrocie gazem między obydwoma państwami.
Zdaniem moskiewskich analityków obecność pośrednika w dostawach rosyjskiego gazu dla ukraińskich odbiorców pozwala na utrzymanie znacznie niższej ceny za importowany surowiec. – Deklarując równe traktowanie wszystkich odbiorców gazu, rosyjski koncern nie mógł zawrzeć z Ukrainą bezpośredniej umowy o jego dostawach po cenie, która znacznie ustępowałaby obowiązującej dla innych krajów – tłumaczy "Rz" Andriej Suzdalcew z Wyższej Szkoły Ekonomii w Moskwie. – Co piąty rubel w budżecie Rosji jest rublem Gazpromu. To byłoby źle odebrane przez rosyjskich podatników.