Około 50 tysięcy wypadków drogowych, które co roku zdarzają się na polskich drogach, kosztuje nas przynajmniej 18 miliardów złotych. To pieniądze wydane m.in. na pracę strażaków, policjantów, służby drogowej, a także leczenie i rehabilitację ofiar wypadków.
Według analiz dokonanych przez specjalistów Instytutu Badawczego Dróg i Mostów oraz Instytutu Transportu Samochodowego w 2007 r. koszty spowodowane wypadkiem drogowym na terenie niezabudowanym sięgały 480 tysięcy złotych, wypadek zaś w miejscowości około 252 tys. złotych.Przy średnio 50 tysiącach takich zdarzeń rocznie oznacza to łączne wydatki rzędu 18 miliardów złotych, i to przyjmując uśredniony koszt jednego wypadku (w mieście i poza nim) na poziomie 365,5 tysiąca złotych. Inną metodą określania kosztów spowodowanych nieostrożną jazdą jest wyliczenie wydatków związanych z wypadkami śmiertelnymi i tymi, których uczestnicy doznali obrażeń ciała. Brakuje tutaj jednak aktualnych szacunków. Według tych sporządzanych przez ITS w 1999 r. średni koszt wypadku śmiertelnego wynosi 350 tysięcy złotych. Wobec ponad 5 tysięcy ofiar śmiertelnych rocznie straty wyniosłyby więc niemal 2 miliardy złotych. Zdecydowanie niżej – na 89 tys. wyceniono koszty związane z osobami rannymi.
Zdaniem doktora Sławomira Gołębiowskiego eksperta Stowarzyszenia Rzeczoznawców Techniki Samochodowej i Ruchu Drogowego, koszty wypadków w Polsce muszą być dużo wyższe i to nie tylko ze względu na inflację, ale także z uwagi na wzrost kosztów leczenia. Podkreśla, że w Austrii koszty wypadku ze skutkiem śmiertelnym wyceniane są na 802 tysiące euro (2,7 mln zł). W Wielkiej Brytanii średni koszt zdarzenia, gdzie uczestnik odnosi obrażenia, oceniono na 45 tys. funtów (190 tys. zł), Jednak już ofiara śmiertelna wypadku na Wyspach to obciążenie wysokości ponad 1,4 mln funtów (5,9 mln zł).
W całej Unii Europejskiej roczny koszt wypadków to 180 miliardów euro. – W 2006 roku w Wielkiej Brytanii było 28,7 tysiąca wypadków, w których zmarło 3,2 tysiąca osób, czyli prawie o połowę mniej niż w Polsce, choć mieszka tam 60 mln osób – dodaje doktor Gołębiowski.