Rz: Ostatni raz zajmował się pan mierzeniem rynku podróbek na świecie rok temu. Czy od tego czasu coś się zmieniło?
Joseph Lempel: Prawdziwą rewolucją jest wydanie wyroku na eBay. Bo oznacza to też zupełnie inną sytuację na tradycyjnym rynku detalicznym. Dotąd wielkie centra handlowe tłumaczyły, że nie mogą odpowiadać za to, co się sprzedaje w poszczególnych sklepach, bo to sprawa ich właścicieli. Teraz eBay, który przecież wynajmuje „powierzchnię” w sieci, odpowiada za nich. A zatem i właściciele centrów handlowych będą mogli zostać pociągnięci do odpowiedzialności, gdyby się okazało, że w którymś ze sklepów na ich terenie sprzedawane są pirackie wyroby.
Nie ma pan jednak wrażenia, że rynek podróbek, mimo że prześladowany, jest nadal powszechnie dostępny? Mieliśmy nawet podrobione przez Chińczyków ferrari, że o viagrze już nie wspomnę.
Dzisiaj klienci coraz bardziej obawiają się kupować podróbki. Jest tak coraz częściej w przypadku niewiarygodnie tanich wyrobów farmaceutycznych i motoryzacji, bo chodzi o bezpieczeństwo. Podrobione komponenty motoryzacyjne są najczęściej zrobione niedokładnie, a środki farmakologiczne rzadko zawierają wszystkie niezbędne składniki. W obydwu przypadkach używanie podróbek może się zakończyć tragedią.
Jak to jednak jest, że w USA, kraju najostrzej walczącym z piractwem intelektualnym, na ulicach Waszyngtonu i Nowego Jorku są stosy torebek „Prady”? W Londynie na Oxford Street „Burberry” jest niemal na każdym rogu.