W wykazie jest kilkaset spółek różnych branż – transportowe, handlowe, rolnicze – brak jednak zakładów dużych i o kluczowym znaczeniu. Do udziału w prywatyzacji, którą rząd chce wznowić po dziesięciu latach przerwy, zachęcał polskich przedsiębiorców białoruski wicepremier Andriej Kobiakow. – Mamy trzyletni program prywatyzacji, który zakłada przekształcenie w spółki ponad 500 przedsiębiorstw – przekonywał na spotkaniu z Waldemarem Pawlakiem.
Kobiakow zapewnił, że prywatyzacja służyć ma nie tyle ograniczeniu deficytu budżetowego, ile podniesieniu efektywności i wydajności białoruskich firm.
Zdaniem wiceministra skarbu Michała Chyczewskiego polskie firmy faktycznie mają szanse wziąć udział w prywatyzacji na Białorusi. – To interesujący rynek, który się dopiero otwiera – dodał.
Zdaniem wicepremiera Pawlaka pomocą dla polskich firm powinno być wejście na białoruski rynek PKO BP i PZU. – Mając na miejscu polski bank i firmę ubezpieczeniową, naszym przedsiębiorstwom łatwiej będzie tu działać – dodał.
Wszystko wskazuje jednak na to, że zanim jakakolwiek firma zostanie inwestorem w spółce na Białorusi, będzie musiała przedrzeć się przez kłopotliwą procedurę. A przepisy, jakie przyjął parlament, powodują, że nabycie akcji jest skomplikowane. Firmy podzielono na dwie grupy – jedna będzie sprzedawana na aukcjach, druga – w konkursach ofert, które powinny zawierać konkretne programy inwestycyjne dla nabywanych spółek. Jednak na początek oferenci będą mogli kupić najwyżej 25-proc. pakiet akcji, bo takie ograniczenia nałożył prezydent Aleksander Łukaszenko w specjalnym dekrecie.