Firmy umawiają się między sobą na coraz dłuższy czas przy spłacie zobowiązań. W ten sposób od początku roku wydłuża się kredyt kupiecki, ale nie rośnie za to znacząco opóźnienie płatności. Pomimo to są branże, w których znacznie zwiększył się procent długów niespłacanych przez ponad cztery miesiące. Z danych Euler Hermes wynika, że firmy transportowe spóźniają o ponad 120 dni zapłatę 17 proc. faktur, jakie wystawiły im firmy paliwowe (rok temu było to 3,4 proc.). Złe długi rosną też w hurcie budowlanym (obecnie ponad 8 proc., w porównaniu z 2 proc. w lutym zeszłego roku).
Gdy porównuje się przeciętny czas spóźnień, to w większości województw jest on taki sam lub nieco mniejszy niż pod koniec ubiegłego roku. Wynosi dwa – trzy tygodnie. – Terminy płatności są powszechnie niedotrzymywane – przyznaje Wojciech Warski, szef firmy informatycznej Softex Data i wiceprezes BCC. – Zalegają z nimi nawet duże banki. Wszyscy wolą przetrzymywać gotówkę, jeśli ją mają – podkreśla.
[srodtytul]Kłopoty z płynnością[/srodtytul]
W lutym, w porównaniu ze styczniem, przeciętne opóźnienie w płatnościach wzrosło w województwie lubuskim z 22 do 37 dni. O kilka dni wydłużyły się spóźnienia w Małopolsce oraz na Warmii i Mazurach (do 24), na Pomorzu (do 23). Lepiej za to jest na Podkarpaciu, gdzie przeciętnie firmy spóźniają się z płaceniem kontrahentom o tydzień krócej, czyli o 20 dni.
Prof. Leszek Pawłowicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową tłumaczy, że firmy zaczynają mieć kłopoty z płynnością. – Drastycznie spadła liczba udzielanych kredytów, banki podwoiły marże dla kredytów korporacyjnych, więc przedsiębiorstwa coraz rzadziej na nie stać. Wolą się kredytować u kontrahentów – dodaje ekonomista.