Aż 411 firm startowało w konkursie na dotacje, dzięki którym można prowadzić badania, a potem wdrożyć ich wyniki w praktyce. W części dotyczącej badań w sumie przedsiębiorcy ubiegali się prawie o 500 mln zł, do podziału było ok. 300 mln zł – informuje Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości.
– Biorąc pod uwagę, że wśród przedsiębiorców jest stosunkowo nieduża świadomość istniejących mechanizmów wsparcia prac nad własnymi rozwiązaniami innowacyjnymi, popyt na tego typu dotacje określiłbym jako duży – uważa Kiejstut Żagun z firmy doradczej KPMG. [wyimek]20 mln zł na taką kwotę dotacji może liczyć firma, które chce wdrożyć wyniki swoich prac badawczych [/wyimek]
Z kolei na inwestycje, dzięki którym udałoby się wypracowane „wynalazki” zastosować w praktyce, przedsiębiorcy chcieliby uzyskać dwa razy więcej – ok. 1 mld zł. I tu rodzi się poważny problem. – Wkrótce może się okazać, że zabraknie pieniędzy na wdrożenia, choć będzie jeszcze mnóstwo pieniędzy na badania – zauważa Żagun. – Obawiam się, że w takiej sytuacji zainteresowanie firm dotacjami na badania gwałtownie spadnie i środki na ten cel mogą się zmarnować – uzupełnia Paweł Tynel z Ernst & Young.
Wszystko przez konstrukcję tego typu grantów – pula na projekty badawczo-rozwojowe jest taka sama jak pula na projekty wdrożeniowe – po ok. 1,7 mld zł. O ile funduszy na ten pierwszy typ projektów starczy jeszcze na kilka konkursów, o tyle na drugi – tylko na jeden, dwa.
– Zdajemy sobie sprawę z tych dysproporcji – mówi „Rz” Jarosław Pawłowski, wiceminister rozwoju regionalnego. – Jeśli będą się one utrzymywać, będziemy reagować, pieniędzy nie powinno zabraknąć – uspokaja. Jako ewentualne źródło dodatkowych środków wymienia osłabienie się złotego wobec euro czy możliwość zawierania umów o dotacje do 110 proc. wartości dostępnej puli.