W ciągu roku miesięczne pensje budżetówki wzrosły średnio o prawie 400 zł brutto, tymczasem w firmach przeciętny pracownik mógł liczyć na podwyżkę sięgającą połowy tej kwoty. Powód? W niepewnych czasach przedsiębiorstwa zaciskają pasa.
– W tym roku nie mieliśmy żadnych podwyżek pensji, wszyscy, wspólnie z pracownikami, jesteśmy przekonani, że w dobie kryzysu trzeba oszczędzać, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, stworzyć poduszkę finansową, która pozwoli nam przetrwać kryzys – mówi Maciej Formanowicz, prezes zakładów meblowych Forte. Nie jest odosobniony. Cięcie kosztów, ograniczanie inwestycji i zatrudnienia jest realizowane w większości firm, stąd obserwowany wzrost bezrobocia i spadek poziomu inwestycji.
Część firm, aby uchronić miejsca pracy, czasowo zmniejsza pensje, dość powszechne jest też ich zamrażanie. Nie bez przyczyny średnia pensja brutto w sektorze przedsiębiorstw w pierwszym kwartale roku wynosiła 3185,6 zł, a w drugim już tylko 3081,5 zł. – Jest kryzys i wszyscy musimy ponosić tego konsekwencje – uważa Małgorzata Krzysztoszek z PKPP Lewiatan. – Oczywiście są w administracji publicznej obszary niedofinansowane i tam, aby utrzymać dobrych pracowników, należy nawet wtedy, gdy wszyscy poszczą, podnosić wynagrodzenia, jednak nie powinno to być powszechne.
Zdaniem Krzysztoszek tłumaczenie, że istnieje odgórne rozporządzenie i trudno się wyrzekać tego, co się należy, nie jest usprawiedliwieniem. – Przecież zmieniamy ustawy, można zmienić i to – wyjaśnia ekspert.
W tegorocznym budżecie przewidziano podwyżki w państwowej sferze budżetowej łącznie z rezerwami celowymi na kwotę blisko 2,4 mld zł, co w porównaniu z 2008 rokiem stanowi 10,4 proc. Nie wycofano się z tego po nowelizacji budżetu, choć faktyczny wzrost będzie niższy, bo premier odebrał podwyżki najwyższym urzędnikom w państwie, posłom i senatorom. – Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze wróciły do kasy państwa – poinformował „Rz” Jan Łopata z PSL, wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Finansów Publicznych.