Pierwsza połowa lutego to najważniejszy okres na giełdzie kwiatowej w Aalsmeer w Holandii, nazywanej różaną Wall Street. W ciągu kilku dni przed 14 lutego zostanie sprzedane 150 mln kwiatów, w tym jedna trzecia róż. Na powierzchni miliona metrów kwadratowych setki kupujących z laptopami na kolanach wypatruje na wielkich ekranach właściwej oferty. Informacje lecą do nich szybko, tak samo szybko trzeba decydować. Najlepiej idą róże, tulipany i chryzantemy. Obroty giełdy wynoszą 35 mln euro tygodniowo, 50-60 proc. więcej niż zwykle — stwierdza jej dyrektor handlowy Albert Haasnoot.
Wraz z popytem rosną i ceny. Czerwone róże mogą kosztować dwa-trzy razy więcej niż w innej porze roku — dodaje ich eksporter Alexandre Brussee. Paczkę długich Red Naomi kupiono po 1,7 euro za kwiat.
Po ciężkim 2009 roku kupujący bardziej zwracają uwagę na jakość i na własne zasoby pieniężne. 80 proc. kwiatów z giełdy trafi zagranicę, do Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francji. W ciągu tygodnia przewinie się przez Aalsmeer ponad 50 tys. wózków z 800 odmianami róż, gerber, tulipanów czy anemonów z hodowli w Holandii, a także sprowadzonych z Kenii, Etiopii i Izraela.
Kenijscy eksporterzy boją się zimy i kryzysu. Kraj ten eksportuje 80 proc. produkcji kwiatowej, ale ceny róż zmalały w 2009 r. o 20 proc. i dotąd nie drgnęły. Panujące w Europie mrozy sprawiły, że większość kwiatów przygotowanych do wywozu zostanie w kraju — stwierdził szef plantacji z regionu Naivasha, Van Den Berg.
Eksport kwiatów ciętych zmalał na skutek drożejącej ropy do 87 tys. ton w 2009 r. z 93 tys. rok wcześniej. Według wstępnych danych wartość tego eksportu zmalała do 32 mld szylingów (300 mln euro) z 40 mld (380 mln euro).