To kpina z procesu stanowienia prawa w parlamencie, kiedy na nieprotokołowanych posiedzeniach podkomisji sejmowych przedłożenie rządu staje się legislacyjnym potworkiem, zachętą do korupcji i likwidacją konkurencji.

Co prawda już pierwotny projekt zmniejszał zakres konkurencji na kolei, jednak kierunek polityki, którego implementacją ma być ustawa, prezentowano jako ideę konkurencji o rynek zamiast konkurencji na rynku. Chodziło więc o wprowadzenie konkurencji parametrycznej, która rozgrywa się w przetargach o wykonywanie usług czy w procesach udzielania koncesji. Przyjęto jednak poprawkę umożliwiającą odejście od przetargów, a więc od obiecywanej przez rząd konkurencji o rynek. Uzupełniono to o możliwość przyznania wyłączności na świadczenie usług na danej linii przez przewoźnika, który zawiera z organizatorem umowę na świadczenie dotowanych usług. Wprowadzono zatem potężny mur zabezpieczający interesy PKP przed jakąkolwiek konkurencją. Nie będzie jej ani na rynku, ani o rynek.

Możliwość odejścia od przetargów ma służyć co prawda obronie interesów PKP InterCity i być podstawą do zawarcia umowy świadczenia dotowanych usług na rentownej linii Gdynia – Warszawa – Katowice i Kraków, co z kolei umożliwi zaciągnięcie kredytu pod nowy tabor, ale równocześnie stworzony został przepis o charakterze korupcjogennym, ograniczający transparentność i konkurencję.

W jakimś celu prawo zamówień publicznych stawia na niskim poziomie kwoty, powyżej których nie ma możliwości udzielania zamówień z wolnej ręki. Ma być to tamą dla korupcji. W przypadku nowych rozwiązań dla kolei udzielenie zlecenia świadczenia usług przewozowych wartych niekiedy setki milionów złotych będzie się mogło odbywać w zaciszu gabinetów.

Czy rząd nie powinien się przyjrzeć własnej ustawie wywróconej przez PKP do góry nogami? Czy minister Julia Pitera nie powinna oponować przeciwko takim zapisom?