Wielkość importu drogocennych kamieni do USA jest jednak nadal niższa od tej sprzed kryzysu, czyli sprzed dwóch lat.
Stany Zjednoczone to największa światowy rynek kamieni szlachetnych i największy klient diamentowej branży. Do kryzysu w 2008 r. w okresie przedświątecznym (listopad, grudzień) sprzedawano tu 80 proc. całorocznych zakupów firm jubilerskich. Jeszcze w 2008 r wielkość importu brylantów do USA wynosiła ok. 20 mld dol., by w ubiegłym roku spaść o ponad połowę.
Najbardziej odczuli to światowi liderzy wydobycia diamentów - brytyjski De Beers (40 proc. rynku) i rosyjski Alrosa (25 proc.). De Beers zarobił w pierwszym półroczu 2009 r sto razy mniej niż w 2008 r (tylko 3 mln dol.). Wydobycie w Botswanie spadło o 60 proc. Sprzedaż nieoszlifowanych kamieni spadła o 57 proc., do 1,4 mld dol.. Spadek całej sprzedaży był najwyższy od 1974 roku. Alrosa w pierwszym półroczu nie sprzedała na aukcjach prawie nic. Strata wyniosła prawie 2 mld rubli (63,5 mln dol.). Kreml uratował swoją firmę kupując od niej do skarbca (Gohran) diamenty ma ponad miliard dol.
Ten rok jest już dużo lepszy, dzięki wzrostowi koniunktury w USA. Wg najnowszych danych Komisji ds. handlu zagranicznego USA, w ciągu trzech kwartałów import brylantów wyniósł 13,3 mld dol. (wzrost o 52 proc.), a diamentów - 350 mln dol. (wzrost o 82 proc.). To jednak wciąż o 15-16 proc., mniej aniżeli przed kryzysem. Głównym dostawcą brylantów do USA są Indie ( śr.cena to 575,1 dol./karat). Najdroższe kamienie pochodzą z Izraela (3234,2 dol./karat).