Z flaszką za kierownicą

Był czas, kiedy stan oszołomienia alkoholem uznawano za okoliczność łagodzącą! Aż się wierzyć nie chce, a na dodatek stopień upojenia określano na oko. I to nie w początkach motoryzacji, ale w latach 40. ubiegłego wieku

Publikacja: 12.02.2011 11:42

Każdy wypadek samochodowy w latach 50. był sensacją (z prawej). A kiedy zderzyło się kilka aut, wiad

Każdy wypadek samochodowy w latach 50. był sensacją (z prawej). A kiedy zderzyło się kilka aut, wiadomo było, że co najmniej jeden kierowca jechał na „podwójnym gazie”

Foto: NAC

A wszystko zaczęło się nader przyzwoicie. Pierwsze auta w Warszawie były tak drogie, że niezbyt często pito za rumplem (korbą kierowniczą), bo nikt nie chciał stracić kosztownej zabawki. Zresztą większość samochodów prowadzili najęci kierowcy, a ci nie zamierzali podpaść pryncypałom. Ale w narodzie rósł duch sportowy i z czasem wypijano co nieco podczas szampańskiej jazdy.

Potwierdzają to różne relacje, ale niezbitych dowodów nie ma. Kiedy jednak spojrzymy na pierwszy, głośny wypadek, to trudno uwierzyć w oficjalnie podaną wersję – wpadnięcia w poślizg. Wydarzył się on 30 marca 1903 roku na szosie przed Jabłonną, gdzie sędzia Kapphar i baron Taube wylecieli z drogi, przejechali przez rów i przelecieli nasyp kolejki jabłonowskiej, po czym wypadli w pole, na którym wyrzuciło ich z wehikułu.

Znacznie bardziej niebezpieczni byli pijani woźnice, ale tych policja i żandarmeria carska waliła po pyskach, ściągała z kozłów i zabierała do cyrkułu.

Pierwszy poważny problem alkoholowo-drogowy powstał po ogłoszeniu mobilizacji w 1914 roku, kiedy to zmobilizowano prywatne wozy jako pojazdy taborowe. Z różnych wspomnień wynika, że przestraszeni woźnice pili na umór. Kiedy dodać do tego opilstwo poborowych, nie dziw, że jak podała „Gazeta Świąteczna” – „władze rządowe poleciły zarządowi wódczanemu zniszczyć zapasy wódki we wszystkich składach i szynkach rządowych”. Opis tego wydarzenia, choć niezwiązany bezpośrednio z naszym tematem, jest tak uroczy, że nie mogę się powstrzymać od zacytowania – „wylewanie wódki trwało aż do wieczora (...) z głównego składu wylano jej aż pięć tysięcy wiader (...) pijacy z rozpaczą patrzyli na to, jak ulubiona ich gorzałka płynęła strumieniem do brudnych ścieków”.

Miłe złego początki

W latach 20. narzekano na fatalne wyszkolenie kierowców, którzy niestety popijali sobie nie tylko dla kurażu, ale wzorem dorożkarzy – dla rozgrzewki. „Nowy Kurier Polski” zamieścił w 1927 roku informację zatytułowaną – „Do stolika siadać, nie do kierownicy”. Oto bowiem „komisarjat rządu ukarał kilkunastu szoferów (...) Bolesławowi Nalewańczykowi (Al. Jerozolimskie 53) odebrano prawo jazdy na przeciąg 1 roku za najechanie w stanie nietrzeźwym na wóz konny (...) Czesławowi Gwieździe kierowcy dorożki samochodowej nr 1606 – na 6 miesięcy, Piotrowi Pakule, Stanisławowi Owczarczykowi i Władysławowi Skorupskiemu na 3 miesiące”. Ciekawe, czy ten brak „ochrony danych osobowych” nie był przypadkiem okolicznością wychowującą?

Z pewnością jednych wyhamowywało to od spożywania alkoholu, a innych nie. Tym bardziej że jak wspomniała „Gazeta Świąteczna” w 1938 roku – „teraz w podróży daleko łatwiej jest kierowcy o butelkę wódki, niż kubek czystej wody do chłodnicy”.

Hulaj dusza, piekła nie ma

Całą okupację pito na umór, głównie dlatego, by się odstresować. A po wojnie nie potrafiono od razu wyhamować. I kierowcy jeździli „na podwójnym gazie”, jak to popularnie nazywano, a „Wieczór Warszawy” załamywał ręce, że „bimber zalewa motory”.

Kierowcy nie potrafili jeździć, tym bardziej że część instytucji wydawała warunkowe prawa jazdy już od 16. roku życia. Poza tym samochody były w złym stanie, reagowały z opóźnieniem na ruchy kierowcy, a piesi nie chodzili, a „łazili” byle jak i też na gazie. Dopiero pod koniec lat 50. wprowadzono przejścia dla pieszych; wcześniej każdy przechodził jezdnię, jak chciał. A samochody wpadały na ludzi, mimo że maksymalną prędkość w mieście wyznaczono na 30 km/godz.

W kwietniu 1946 roku odnotowano w stolicy 27 przypadków najechania na przechodniów; 14 sprawców było pijanych. „Zauważyć należy wzrost alkoholizmu u kierowców, którzy zawinili” – narzekało „Życie Warszawy”. Wzywało: „Nie pijcie wódki. W Waszych rękach jest los ludzki”. Ale mogło sobie wołać, skoro samo przyznało w innym numerze, że „większość wypadków na jezdniach powstaje z winy nietrzeźwych kierowców”, a „akcja uświadamiająca (...) nie dała dotychczas pozytywnych wyników (...) Szofer prowadzący wóz w stanie nietrzeźwym jest karany grzywną oraz aresztem. Trzykrotna kara za pijaństwo powoduje cofnięcie prawa jazdy”. Tak, tak drodzy czytelnicy, można było trzy razy się upić i to na umór, bo nie istniały żadne „promile”. Pijanego oceniano na oko i sporządzano protokół z zeznań świadków.

Z „Wieczoru Warszawy” dowiedzieliśmy się, że istniała też metoda naukowa. Otóż „papierki lakmusowe, za pomocą których stwierdza się obecność alkoholu w organizmie, wprawdzie nie zawodzą, lecz rzadko się je używa”. Bo i po co, skoro było widać, że szofer dobrze prowadzi, ale chodzenie niezbyt mu się udaje.

Czynnik społeczny, jak w socjalizmie zwano przechodniów, rozwiązywał te sprawy szybko i skutecznie. Pamiętam, że tuż po śmierci Stalina, czyli w 1953 roku, byłem na ulicy Słowackiego świadkiem potrącenia kobiety przez niewielką ciężarówkę. Potłuczona biedaczka dziarsko wstała i poszła dalej. Kierowca wytoczył się z szoferki i szukał swej ofiary, a przechodnie, gdy zobaczyli, że jedzie „na podwójnym gazie”, po prostu go skopali. A co mieli zrobić? Budek telefonicznych na ulicach nie było, a milicja nie miała radiowozów. Więc ludzie sięgali po „skuteczne argumenty”.

Wreszcie kara

Jak podało „Życie Warszawy” w połowie 1946 roku – „Na ostatniej sesji Delegatura Starostw Grodzkich przy Wydziale Ruchu Kołowego, za prowadzenie wozu w stanie nietrzeźwym ukarała grzywną po 550 złotych i siedmioma dniami aresztu m.in. kierowców I. Pierzchałę, Fr. Sokołowskiego, St. Piotrowskiego, Z. Getlera oraz H. Rosiaka. Kary bezwzględnego aresztu stosowane będą również do woźniców, którzy upijają się w czasie pracy”. Ale i tak pić można było, bo jak lamentowała prasa – „Stan oszołomienia alkoholem jest uważany przez władze sądowe za okoliczność łagodzącą” – donosił „Wieczór Warszawy” z października 1947 roku.

W końcu biurokracja wzięła górę i zadekretowano pod koniec wspomnianego roku, że „Badanie krwi zdradzi pijanego kierowcę”. Procedura miała być następująca – delikwenta należało przewieźć na pogotowie przy Hożej, skąd po pobieżnym badaniu kierowano go do Państwowego Instytutu Higieny, gdzie płacił za analizę; kiedy był trzeźwy – płacił Instytut. No i nareszcie podwyższono karę za pijaństwo do 30 tys. zł. Apelowano też do sądów o uznanie upicia za okoliczność obciążającą.

Dziś kierowca ma problemy, gdy stwierdzi się u niego 0,2 promila, tymczasem przed 60 laty, jeśli tylko widział drogę, to siadał za kierownicę. A gdy jechał prosto, nikt go nie zatrzymywał. Jeszcze łatwiejsze życie mieli woźnice – koń sam jechał do domu.

A wszystko zaczęło się nader przyzwoicie. Pierwsze auta w Warszawie były tak drogie, że niezbyt często pito za rumplem (korbą kierowniczą), bo nikt nie chciał stracić kosztownej zabawki. Zresztą większość samochodów prowadzili najęci kierowcy, a ci nie zamierzali podpaść pryncypałom. Ale w narodzie rósł duch sportowy i z czasem wypijano co nieco podczas szampańskiej jazdy.

Potwierdzają to różne relacje, ale niezbitych dowodów nie ma. Kiedy jednak spojrzymy na pierwszy, głośny wypadek, to trudno uwierzyć w oficjalnie podaną wersję – wpadnięcia w poślizg. Wydarzył się on 30 marca 1903 roku na szosie przed Jabłonną, gdzie sędzia Kapphar i baron Taube wylecieli z drogi, przejechali przez rów i przelecieli nasyp kolejki jabłonowskiej, po czym wypadli w pole, na którym wyrzuciło ich z wehikułu.

Pozostało 88% artykułu
Biznes
Ministerstwo obrony wyda ponad 100 mln euro na modernizację samolotów transportowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy, o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Rok nowego rządu – sukcesy i porażki w ocenie biznesu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Umowa na polsko-koreańską fabrykę amunicji rakietowej do końca lipca