Ministrowie finansów strefy euro uzgodnili wczoraj część szczegółów dotyczących Europejskiego Funduszu Stabilizacyjnego, który ma powstać w połowie 2013 roku i być trwałym elementem gwarantującym wypłacalność krajów strefy euro. – Będzie wart 500 miliardów euro – poinformował w poniedziałek wieczorem Jean Claude Juncker, premier Luksemburga i szef Eurogrupy. To faktycznie oznacza podwojenie obecnych możliwości przewidzianych w tymczasowym Europejskim Funduszu Stabilności Finansowej. Co prawda nominalnie wynosi on 440 mld euro, ale faktycznie w formie pożyczek użyć można tylko 250 mld euro, a pozostała kwota stanowi zabezpieczenie dające EFSF wiarygodność na najwyższym poziomie AAA. – Nowy fundusz będzie miał efektywnie 500 mld euro – zapewniał Juncker. Więc albo nominalnie będzie wynosił więcej niż ta kwota, albo będzie tak skonstruowany, że efektywna dostępna suma będzie równa nominalnej. Do tej kwoty będzie się mógł dołożyć MFW oraz państwa UE spoza strefy euro.
Ministrowie rozważali też możliwości zwiększenia tymczasowego funduszu ratunkowego EFSF na wypadek prośby o pomoc ze strony kolejnych krajów. Dyskutowali różne opcje: zwiększenia nominalnej wartości EFSF, zwiększenia jego elastyczności, możliwych innych zastosowań. Jeden z pomysłów to użycie pieniędzy z EFSF na skupowanie z rynku obligacji zagrożonych państw. Na razie z EFSF pieniądze dostała tylko Irlandia. Następna w kolejce może być Portugalia. Dla kolejnych kandydatów pieniędzy mogłoby już nie wystarczyć. Ostateczna zgoda w sprawie wielkości i zastosowania EFSF ma zapaść na szczycie UE 25 – 26 marca. Najmniej prawdopodobne jest zwiększenie wartości nominalnej EFSF, któremu sprzeciwiają się Niemcy. Jak powiedział minister finansów Wolfgang Schauble, byłby to zły sygnał dla rynku, sugerujący, że będzie potrzebna pomoc dla kolejnych krajów.
Irlandia, już obdarowana 85 mld euro pożyczki, walczy o renegocjacje warunków. Wysokie stopy procentowe miały być sygnałem dla niemieckich podatników, że sytuacja jest absolutnie wyjątkowa i nikt nie będzie rozdawał ich pieniędzy za darmo. Jednak dla Irlandii cena może okazać się zbyt wysoka, co stało się przedmiotem ożywionej politycznej debaty. Już 25 lutego odbędą się tam wybory parlamentarne. Według sondażu opinii publicznej 82 proc. Irlandczyków uważa, że warunki pomocy finansowej udzielonej ich krajowi powinny być renegocjowane. – Warunki umowy powinny być respektowane, przynajmniej w 2011 roku – powiedział Oli Rehn, unijny komisarz polityki gospodarczej i pieniężnej. Według niego pewne możliwości zmian mogą się pojawić dopiero w kolejnych latach.
Niemcy są na razie zdecydowanie przeciw, nieoficjalnie mówi się, że mogą ustąpić, jeśli Irlandczycy zgodzą się podnieść stawkę podatku dla przedsiębiorstw, wynoszącego obecnie 12,5 proc., najmniej w strefie euro. Irlandczycy są temu zdecydowanie przeciwni. Wczoraj do Berlina pojechał Enda Kenny, lider opozycyjnej partii Fine Gael, który ma nadzieję na stanowisko premiera po wyborach. Spotkał się z należącą do tej samej rodziny chadeckiej Angelą Merkel. – Powiedziałem pani kanclerz, że dla nas podatek od przedsiębiorstw i wspólna baza podatkowa to są sprawy absolutnie fundamentalne i nie ustąpimy ani na krok – powiedział Kenny po spotkaniu. Jak stwierdził Merkel, „jest świadoma, jak ważne to dla Irlandii”.
[i]Korespondencja z Brukseli[/i]