Dzień wcześniej w rejon południowego Atlantyku, gdzie doszło do tragicznej katastrofy, dotarł specjalistyczny statek, kablowiec „Ile de Sein", należący do firm Alcatel-Lucent i Louis Dreyfus Armateurs. Wypłynął z Francji do stolicy Senegalu, Dakaru, dotąd samolotami przylecieli z Paryża specjaliści głównie technicy z instytutu kryminalistyki francuskiej żandarmerii, pracownicy Biura Śledztw i Analiz (katastrof lotniczych) BEA. Rejs z Dakaru w rejon katastrofy trwał 4 dni. Na pokładzie statku znajdują się też przedstawiciele władz Brazylii, W.Brytanii, USA, Niemiec, obserwatorzy z 12 innych krajów.
Statek zabrał ze sobą zdalnie sterowane sondy bezzałogowe Remora. „Ile de Sein" jest ponadto wyposażony w potężny dźwig, którym można podnosić elementy samolotu o wadze kilku ton.
Pierwsze operacyjne zanurzenie sondy Remora 6000 zaczęło się we wtorek rano czasu miejscowego — podało francuskie Biuro Śledztw i Analiz (katastrof lotniczych) BEA.
Specjaliści znajdujący się na pokładzie kablowca podzielili się na dwie grupy robocze. Pierwsza będzie kontynuować badanie ok. 15 tys. zdjęć wykonanych podczas poprzedniej ekspedycji, która zlokalizowała wrak. Specjaliści będą analizować zwłaszcza tylne elementy samolotu, aby ustalić miejsce położenia czarnych skrzynek. Druga grupa opracuje procedury operacyjne, które pozwolą wydobyć rejestratory lotu, komputery i inne części samolotu — wyjaśniło BEA.
Biuro podkreśliło szczególnie trudny charakter tej misji, bo specjaliści muszą pracować na głębokości 4 tys. metrów. Prowadzący śledztwo mają jednak nadzieję sprostać wyzwaniu w ciągu 24 godzin, a w najgorszym razie w ciągu kilku dni.