Wyławianie resztek samolotu AF447

Francuscy specjaliści przystąpili do trudnej operacji wyławiania z dna Atlantyku ciał i resztek samolotu Air France, który rozbił się w 2009 r.

Publikacja: 27.04.2011 09:25

Dzień wcześniej w rejon południowego Atlantyku, gdzie doszło do tragicznej katastrofy, dotarł specjalistyczny statek, kablowiec „Ile de Sein", należący do firm Alcatel-Lucent i Louis Dreyfus Armateurs. Wypłynął z Francji do stolicy Senegalu, Dakaru, dotąd samolotami przylecieli z Paryża specjaliści głównie technicy z instytutu kryminalistyki francuskiej żandarmerii, pracownicy Biura Śledztw i Analiz (katastrof lotniczych) BEA. Rejs z Dakaru w rejon katastrofy trwał 4 dni. Na pokładzie statku znajdują się też przedstawiciele władz Brazylii, W.Brytanii, USA, Niemiec, obserwatorzy z 12 innych krajów.

Statek zabrał ze sobą zdalnie sterowane sondy bezzałogowe Remora. „Ile de Sein" jest ponadto wyposażony w potężny dźwig, którym można podnosić elementy samolotu o wadze kilku ton.

Pierwsze operacyjne zanurzenie sondy Remora 6000 zaczęło się we wtorek rano czasu miejscowego — podało francuskie Biuro Śledztw i Analiz (katastrof lotniczych) BEA.

Specjaliści znajdujący się na pokładzie kablowca podzielili się na dwie grupy robocze. Pierwsza będzie kontynuować badanie ok. 15 tys. zdjęć wykonanych podczas poprzedniej ekspedycji, która zlokalizowała wrak. Specjaliści będą analizować zwłaszcza tylne elementy samolotu, aby ustalić miejsce położenia czarnych skrzynek. Druga grupa opracuje procedury operacyjne, które pozwolą wydobyć rejestratory lotu, komputery i inne części samolotu — wyjaśniło BEA.

Biuro podkreśliło szczególnie trudny charakter tej misji, bo specjaliści muszą pracować na głębokości 4 tys. metrów. Prowadzący śledztwo mają jednak nadzieję sprostać wyzwaniu w ciągu 24 godzin, a w najgorszym razie w ciągu kilku dni.

To zadanie ułatwią im zdjęcia przedniej i tylnej części samolotu, fragmentów kadłuba i silników wykonane przez sondy Remus. Na zdjęciach nie znaleziono czarnych skrzynek, ale zidentyfikowano i ustalono położenie tej części samolotu, w której znajdują się czarne skrzynki — informuje „Le Figaro".

Jest to tzw. przegroda ciśnieniowa (pressure bulkhead) rozdzielająca kabinę samolotu gdzie panuje większe ciśnienie, od tylnej części bez zwiększonego ciśnienia. W samolotach A330 czarne skrzynki znajdują się po obu stronach tej przegrody.

Rejestrator głosów z kokpitu (CVR) znajdujący się z przodu przegrody pozwoli śledczym wysłuchać rozmów w kokpicie i ustalić, kto sterował samolotem i jak zachowywała się załoga podczas wypadku. Z kolei rejestrator danych lotu (FDR) dostarczy wszystkich parametrów lotu i odtworzy scenariusz dramatu.

Jeśli obie skrzynki zostaną wyłowione w ciągu 24 godzin, jak liczą specjaliści, to fregata francuskiej marynarki wojennej wypłynie z Cayenne, by zabrać je i przekazać jak najszybciej do BEA w Le Bourget pod Paryżem.

Prowadzący śledztwo zostaną na statku i skoncentrują się na wydobywaniu ciał pasażerów. Remusy sfotografowały kilkadziesiąt z nich. Zdaniem ekspertów brazylijskich, ciała te mogą być dobrze zachowane, ale wydobycie ich z wody przyspieszy rozkład.

Nie wiadomo tylko, w jakim stanie będą oba rejestratory. Bywało, że wydobywano je po kilku miesiącach, bo wytrzymują wstrząs 3400g, temperaturę 1100 stopni Celsjusza przez godzinę pożaru i ciśnienie słupa wody do 6 tys. metrów przez pół roku.

W przypadku lotu AF447, przebywały niemal dwa lata na głębokości 4 tys. metrów. Szanse ich odczytania są fifty-fifty — ocenia osoba związana ze śledztwem. Jeśli nie będą przydatne, to trzeba będzie szukać innych części samolotu, które pomogą w rozwikłaniu przyczyny katastrofy: kalkulatory, stery w ich ostatniej pozycji, czy rejestratora serwisowego znajdującego się w ładowni, który zbiera wiele informacji o locie.

Air France i Airbus finansują poszukiwania; mają kosztować 12,7 mln dolarów (9 mln euro).

Samolot wystartował nocą 30 maja 2009 r z Rio de Janeiro do Paryża z 228 osobami na pokładzie i wkrótce potem spadł do oceanu w odległości 1500 km na północny wschód od portu Recife.

Dzień wcześniej w rejon południowego Atlantyku, gdzie doszło do tragicznej katastrofy, dotarł specjalistyczny statek, kablowiec „Ile de Sein", należący do firm Alcatel-Lucent i Louis Dreyfus Armateurs. Wypłynął z Francji do stolicy Senegalu, Dakaru, dotąd samolotami przylecieli z Paryża specjaliści głównie technicy z instytutu kryminalistyki francuskiej żandarmerii, pracownicy Biura Śledztw i Analiz (katastrof lotniczych) BEA. Rejs z Dakaru w rejon katastrofy trwał 4 dni. Na pokładzie statku znajdują się też przedstawiciele władz Brazylii, W.Brytanii, USA, Niemiec, obserwatorzy z 12 innych krajów.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Biznes
Znamy laureatów 14. edycji Nagrody Polskiej Rady Biznesu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao S.A. uruchomił nową usługę doradztwa inwestycyjnego
Biznes
Chińskie auta zalewają Europę, Trump grozi Rosji, Macron w Azji
Biznes
Plan dla zbrojeniówki krok bliżej. Jest decyzja rządu
Materiał Promocyjny
Europejska suwerenność cyfrowa: Play i Scaleway łączą siły w rewolucji chmurowej dla polskiego biznesu
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Biznes
Afera Volkswagena: zapadły wyroki więzienia dla byłych menedżerów
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont