- Chcemy integrować polski rynek motoryzacji elektrycznej - zapowiada prezes e+ Przemysław Łaszczewski. Kontrolowana przez miliardera Jana Kulczyka (jest on właścicielem Polenergii, mającej większościowe udziały w e+) firma już zamontowała 12 specjalnych ładowarek w 4 galeriach handlowych Warszawy. Teraz kolejne miejsca, w których będzie można "tankować" zasilane bateriami auta mają znaleźć się w 14 największych miastach Polski. Także pomiędzy tymi miastami.
Rozwój elektrycznej mobilności w Polsce był tematem wtorkowych warsztatów, w których wzięli udział eksperci branży motoryzacyjnej oraz przedstawiciele samorządu i goście zaproszeni przez fundację Green Cross Poland. - To najwyższy czas, aby przygotować infrastrukturę do budowy rynku elektrycznych aut - mówił prezes Instytutu Samar Wojciech Drzewiecki. Na razie wszystko jest jednak w powijakach. Zaporą do dalszego rozwoju są ceny aut elektrycznych. Jeden z najbardziej popularnych modeli - mitsubishi iMiEV - kosztuje ponad 160 tys. zł. Niewiele mniej bliźniaczy citroen c zero. - Aby rynek zaczął się rozwijać, auta musza być tańsze - twierdzi Drzewiecki.
Nie będzie to możliwe bez rządowych dopłat. Np. we Francji nabywcy aut emitujących do 60 g CO
2
/km mogą skorzystać z bonusu wartego 5 tys. euro, jeśli zachęta nie przekroczy 20 proc. ceny auta. W Wielkiej Brytanii premia dla nabywcy auta elektrycznego wynosi 5 tys. funtów, w Portugalii 5 tys. euro.