Problemu nie likwidują kursy bezpiecznej jazdy ani wyposażone w czujniki GPS systemy nadzorujące styl jazdy. W tym roku w sprzedaży pojawiły się nowe urządzenia, które mogą poprawić bezpieczeństwo ruchu drogowego. Każdy może zamontować w aucie czarną skrzynkę – kosztujący 650 zł netto rejestrator zapisuje na karcie pamięci przebytą trasę oraz obraz z kamery. W zależności od pojemności pamięci można nagrać od 90 do 1440 minut jazdy, a najstarsze nagrania są automatycznie nadpisywane. Urządzenie mocuje się przyssawką do szyby i podłącza do zasilania podobnie jak ładowarkę telefonu. W razie wypadku zapis obejmuje ostatnie minuty jazdy. – Dzięki zapisowi możliwe jest dokładne odtworzenie całego zdarzenia – przekonuje importer Robert Uliński. Bardziej skomplikowany jest urządzenie ostrzegawcze nazwane mobileye, które rozpoznaje nawet pieszych i rowerzystów. Alarmuje dźwiękiem i światłem o przeszkodzie na 2,7 sekundy przed najechaniem na nią. Montaż może być przeprowadzony w wyspecjalizowanym warsztacie, bo urządzenie korzysta z sześciu czujników auta. – Instalacja przez naszego mechanika trwa ok. dwóch godzin – wyjaśnia reprezentant firmy Piotr Nawrocki. Dodaje, że urządzenie można podłączyć do każdego typu instalacji elektronicznej auta. Koszt ok. 800 dolarów (2,5 tys. zł), ale firmy korzystają ze zniżek. Nawrocki ma nadzieję, że montaż mobileye'a będzie nagradzany przez towarzystwa ubezpieczeniowe niższymi stawkami. – Jednym z pierwszych klientów jest Coca-Cola, która zdecydowała się wyposażyć 1400 aut w nasze urządzenie – mówi Nawrocki.
Z gadżetem łatwiej
Możliwe, że elektroniczne gadżety zwiększą bezpieczeństwo skuteczniej niż dotychczasowe działania. Do tej pory firmy nie angażowały się w proces edukacyjny swoich kierowców i nie inwestowały w podnoszenie poziomu ich umiejętności za kierownicą. Tylko 35 proc. przedsiębiorstw organizuje dla swoich pracowników szkolenia z bezpiecznej jazdy, a najczęściej stosowaną metodą wpływania na postawę za kierownicą auta służbowego są rozmowy z pracownikami. Większość firm nie dostrzega profitów płynących z wdrożenia takiego programu szkoleń, a akcentuje jedynie jego zbędne koszty. Prawie 3/4 ankietowanych nie sprawdza, jakimi kierowcami są ich pracownicy. Dotyczy to zarówno pracowników zatrudnionych w przedsiębiorstwie, jak i nowo zatrudnianych. W zdecydowanej większości firmy nie uczą też defensywnego stylu jazdy. Z dużo większą troską polscy przedsiębiorcy podchodzą do serwisowania aut, przeglądów lub zarządzania ogumieniem niż do dbałości o osoby, które zasiadają za kierownicą.
Tylko 51 proc. firm ma zapisy regulaminowe dotyczące bezpieczeństwa we flotach. Oznacza to, że niemal połowa przedsiębiorstw nie dysponuje formalnym zapisem procedur bezpieczeństwa, które obowiązują jego pracowników. 65 proc. podmiotów posiadających duże parki samochodowe stosuje regulamin bezpieczeństwa floty, natomiast tylko 38 proc. małych i średnich firm deklaruje posiadanie takiego dokumentu. Stan bezpieczeństwa w polskich flotach pogarsza fakt, iż nierzadko dokument taki jest niepełny i nie obejmuje ważnych zachowań i sytuacji mających wpływ na poziom bezpieczeństwa. Dotyczy to choćby braku zapisów dotyczących jazdy pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających (12 proc.) czy systemu kontroli praw jazdy i liczby punktów karnych (ponad 2/3 ogółu respondentów).
Radar na wszystkich
Zarówno dla flot firmowych, jak i dla wszystkich zmotoryzowanych duże zmiany przyniosło wprowadzenie od 1 lipca ustawy fotoradarowej. Dała ona Głównej Inspekcji Transportu Samochodowego prawo do fotoradarowego nadzoru ruchu. Obecnie w 1300 skrzynkach rozmieszczonych jest 75 radarów. Do końca roku ta liczba się zwiększy o 300 urządzeń.
Nowy system pozwala na skuteczniejsze niż wcześniej ściganie przekraczających prędkość. Według danych z pierwszych 30 godzin trzy zamontowane w Warszawie fotoradary zrobiły ponad 500 zdjęć. Rzecznik prasowy GITD Alvin Gajadhur podkreślał, że kierowcy nie zwracają uwagi na ograniczenia szybkości i nawet na niebezpiecznych skrzyżowaniach przekraczają limit o ponad 30 km/h.