Mimo kolejnej odsłony kryzysu światowego, linie lotnicze zarobią w tym roku 6,9 mld dolarów – przewiduje Międzynarodowe Zrzeszenie Transportu Lotniczego (IATA), które opublikowało wczoraj nową prognozę na 2011 rok. Ale wyniki lecą w dół – w 2010 r. zyski 300 przewoźników skupionych w organizacji wyniosły 15,1 mld dol.
W 2012 r. od skutków obecnych zawirowań gospodarczych nie będzie już ucieczki. – Łączne zyski spadną do 4,9 mld – oświadczył dyrektor generalny IATA Tony Tyler na konferencji prasowej w Singapurze.
To fatalna perspektywa dla Polskich Linii Lotniczych LOT. W rozmowie z „Rz" Marcin Piróg, prezes polskiego przewoźnika, nie ukrywa, że właśnie na przyszły rok linia planuje ekspansję, by wykorzystać wzbogacenie floty o najnowsze boeingi 787 dreamlinery, które linia ma wreszcie otrzymać w 2012 r. Mają one latać na Daleki Wschód, bo na tych trasach jest największy popyt. Szef LOT przebywa w tej chwili w Azji i rozmawia o nowych połączeniach.
Jedno jest prawie pewne – LOT o wyniki będzie musiał walczyć sam, bo zainteresowanie ewentualną prywatyzacją jest nikłe, a co za tym idzie, nie ma dużych szans na wejście do firmy poważnego inwestora, zwłaszcza branżowego.
Tym bardziej, że na rynku europejskim jest dzisiaj kilkanaście linii na sprzedaż, w tym tak atrakcyjne jak portugalski TAP z rozbudowaną siatką połączeń w Ameryce Łacińskiej, irlandzki Aer Lingus, czy British Midland, do którego należą cenne sloty (okna czasowe dla startów i lądowań) na najbardziej zatłoczonym lotnisku w Europie – londyńskim Heathrow. Linię British Midland sprzedaje Lufthansa, która boryka się z naprawianiem ostatniego nabytku - Austrian Airlines.