Według danych amerykańskiego ministerstwa sprawiedliwości pod koniec 2010 r. w prywatnych zakładach karnych przebywało 128 tys. osadzonych, czyli 8 proc. wszystkich więźniów w tym kraju. Od 2000 r. liczba ta wzrosła aż o  68 proc. i prywatny sektor penitencjarny staje się coraz bardziej dochodowy.

Jego rozwój w Stanach Zjednoczonych jest od dłuższego czasu jest przedmiotem badań socjologów i karnistów. Niedawne dziennikarskie dochodzenie przeprowadzone przez gazetę New Orleans Times pokazało, że ponad połowa z więźniów osadzonych w stanie Luizjana odbywało swoje kary w ośrodkach prowadzonych przez lokalnych szeryfów lub prywatne firmy.

Największą prywatną firmą  więzienniczą w USA jest notowana na nowojorskiej giełdzie Corrections Corporation of America, która dysponuje 66 placówkami i miejscem dla 91 tys. więźniów. Jej przychody w 2011 r. sięgnęły 1,73 mld dol., a zysk netto przekroczył 162 mln dol. Jak podaje niezależna organizacja Center for Responsive Politics, zajmująca się badaniem wpływu pieniędzy i lobbingu na wybory i decyzje polityczne, w ciągu ostatnich 10 lat firma przeznaczyła prawie 17,5 mln dol. na zabiegi lobbujące za jej interesami.

Druga największa prywatna amerykańska firma z branży penitencjarnej to Geo Group, która zarządza 65 placówkami i może przyjąć prawie 68 tys. więźniów. Przychody tej spółki giełdowej w 2011 r. wyniosły 1,6 mld dol, a zysk netto sięgnął 98,5 mln dol. Wydatki Geo Group na lobbing w ostatnich 8 latach wyniosły 2,5 mln dol.

Jednak amerykańskie prywatne zakłady zamknięte nie ograniczają swojej działalności tylko do przestępców, ale stanowią także miejsce przebywania nielegalnych imigrantów. Obecnie niemal połowa z nich znajduje się w prywatnych zakładach zamkniętych. Zdarzają się jednak problemy takie jak ten opisywany niedawno przez dziennik New York Times dotyczący niewystarczającego nadzoru nad rezydentami ośrodków poprawczych w New Jersey.