Rosja jest szóstym największym importerem wieprzowiny i wołowiny z USA. W piątek kolejną tamę dla amerykańskiego mięsa postawił rosyjski nadzór weterynaryjny. Ustanowił wymóg posiadania certyfikatu na brak z mięsie beta-adrenostymulatora ractopaminy. Jeżeli importowane mięso tego certyfikatu nie posiada, to mięso zostanie dopuszczone na rynek po przebadaniu na miejscu, na koszt eksportera.
Ractopamina wykorzystywana jest w żywieniu zwierząt do zmniejszania zawartości tłuszczu w mięsie. Wiele krajów uznaje ją za szkodliwą, ale w USA jest powszechnie stosowana i nikt nie stosuje żadnych certyfikatów.
Media zachodnie zwracają jednak uwagę, że dotąd substancja Rosjanom nie przeszkadzała, a decyzja rosyjskich służb dziwnym trafem pojawiła się dzień po przyjęciu przez Senat USA tzw. Ustawy Magnickiego (adwokat rosyjski, zmarł w więzieniu po pobiciu przez służby). Zakazuje ona wjazdu na teren Stanów Zjednoczonych tym rosyjskim urzędnikom, którzy podejrzewani są w naruszaniu praw człowieka.
W sobotę amerykański przedstawiciel przy WTO i sekretarz stanu ds. rolnictwa wezwali Rosję do zniesienia ograniczeń, podał Reuters. Wnieśli też skargę do WTO.
W tym tygodniu także Komisja Europejska poskarżyła się organizacji na Moskwę na wzrost protekcjonistycznych działań Moskwy. Chodzi m.in. o zakaz wwozu do Rosji bydła rogatego i trzody chlewnej. Moskwa tłumaczy to ochroną rynku przed wirusem Schmallenberga, który na początku roku został wykryty w stadach m.in. w Wielkiej Brytanii, Holandii, Francji i Belgii. Bruksela nazwala te działania „niepoważnymi i nieuzasadnionymi". Wspomniany wirus bowiem nie stanowi dla człowieka żadnego zagrożenia.