Stowarzyszenie Polska Biomasa podjęło decyzję o zaostrzeniu akcji protestacyjnej. Producenci domagają się wznowienia zakupów pelletu i brykietu zgodnie z umowami.
– Zmusza nas do tego sytuacja i zagrożenie 60 tys. miejsc pracy oraz brak zainteresowania ze strony rządu – mówi „Rz" Piotr Kowalewski ze stowarzyszenia. Co się dzieje?
Ceny zielonych certyfikatów (świadectw pochodzenia energii, których połowa przypada na współspalanie biomasy z węglem) na rynku bardzo mocno spadły. Dziś cena certyfikatu wynosi około 120 zł za 1 MWh. A jeszcze niedawno było to 280 zł. Powód? Zielonych certyfikatów jest po prostu za dużo, więc produkcja energii w technologii współspalania jest obecnie dla firm nieopłacalna. Niedawno resort gospodarki zapowiedział możliwość interwencyjnego skupu świadectw pochodzenia, co jednak tylko chwilowo podbiło ich ceny.
– Zaproponowane przez nas rozwiązania popierane przez grupy energetyczne nie spotkały się z zainteresowaniem rządu – mówi Kowalewski. – Najpierw widzieliśmy się z ministrem gospodarki, potem z dyrektorem departamentu, aż wreszcie z sekretarką, więc sprawa się rozmyła – dodaje. Biomasowcy chcieli, by powstał specjalny fundusz skupujące certyfikaty, gdy jest nadpodaż, a wypuszczający je na rynek, gdy zajdzie taka potrzeba.
– W URE są dwie osoby odpowiedzialne za wydawanie certyfikatów, a opóźnienia sięgają pół roku. Jednak winą za to obarczeni zostaliśmy my. A jak sprawa nie zostanie rozwiązana i nie dostaniemy wsparcia, to w obecnej sytuacji wejdzie do nas komornik, bo przecież mamy umowy wieloletnie – tłumaczy Kowalewski. I dodaje, że blokada dróg na pewno nie będzie jednodniowa, bo produkcja biomasy stanęła, a ludzie tracą pracę.