W 2013 roku linie lotnicze na świecie zgarnęły z tytułu najróżniejszych dopłat 42,6 mld dol. – wynika z analizy Ideaworks. Do pobierania dodatkowych opłat przyznaje się 79 przewoźników, ale zdaniem analityków robi to przynajmniej 180. Podróżni płacą za jedzenie i picie, bagaż wniesiony na pokład, bagaż nadany na lotnisku, za koc i poduszkę, słuchawki, dostęp do internetu i programu rozrywkowego, rezerwację miejsca w samolocie. Można jeszcze długo wymieniać...
Irlandzka perfekcja
– Jeszcze pięć lat temu dodatkowe wpływy z tytułu tego typu opłat były mało znaczące – uważa Tony Tyler, dyrektor generalny Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Powietrznych (IATA). – I przewoźnicy znajdą dziesiątki sposobów, żeby dodatkowo „skasować" pasażerów – dodaje Tyler. Jego zdaniem takich dopłat by nie było, gdyby konsumenci nie byli gotowi ich ponosić. – To lekcja, jakiej udzieliły linie niskokosztowe tradycyjnym. Według danych IATA statystyczny pasażer dopłaci w tym roku do biletu 13 dol.
Taki sposób pozyskiwania pieniędzy staje się coraz powszechniejszy, a pomysłowość przewoźników nie zna granic, choć trzeba przyznać, że nie przyjęły się opłaty za toaletę, które próbował testować Ryanair (50 eurocentów za wejście).
Jako pierwsi powiększać dochody z latania zaczęli Amerykanie, ale do perfekcji doprowadzili to Irlandczycy z Ryanaira. Tylko że latem ubiegłego roku pasażerowie powiedzieli mu: dość. Od tego czasu niektóre opłaty spadły. Ale z sukcesem wprowadzono nowe. Od ostatniego kwartału ubiegłego roku Ryanair pobiera pieniądze za rezerwację miejsc w samolotach. Wpływy z tytułu opłat dodatkowych wzrosły w 2013 r. o 13 proc. w porównaniu z 2012. Tony Fernandes, prezes niskokosztowych linii AirAsia, planuje zwiększanie wpływów z tego tytułu o 25 proc. rocznie. Polski LOT wprowadził od 1 sierpnia 2013 sprzedaż posiłków i napojów. Za darmo jest tylko woda i wafelek. Za resztę trzeba płacić, choć taniej niż za podobny posiłek na którymkolwiek z lotnisk. Jedzenie, jakie sprzedaje LOT, jest smaczniejsze niż darmowa „buła" i często na powrotnych rejsach kanapek i sałatek brakuje.
Ostrożnie z lojalnością
Złotą żyłą w dochodach linii są ich programy lojalnościowe. Miles & More – wymyślony przez niemiecką Lufthansę, a przyjęty również przez LOT – jest uważany za jeden z najkorzystniejszych dla pasażerów. Tyle że trzeba z niego bardzo umiejętnie korzystać. Na przykład oferty milowe zamieszczane w internecie na stronie M&M, pozornie wyjątkowo atrakcyjne – za 80 tys. mil klasa biznes z Warszawy do Tokio – w istocie atrakcyjne nie są, bo przy rezerwacjach jak królik z kapelusza wyskakują najróżniejsze dopłaty.