Dlatego właśnie kilka dni temu odmowę akceptacji pomocy publicznej dostało lotnisko Gdynia-Kosakowo. Bo z założeniami, że będzie obsługiwać 500 tys. pasażerów rocznie, miało konkurować z Gdańskiem-Rębiechowem.
Bruksela będzie również uważnie przyglądać się umowom marketingowym lotnisk z liniami lotniczymi, przede wszystkim przewoźnikami niskokosztowymi.
Nowe zasady
Praktycznie wszystkie porty, poza warszawskim lotniskiem im. Chopina, kwalifikują się do korzystania z publicznych pieniędzy w prowadzonych inwestycjach, wynika z dokumentów opublikowanych przez Komisję Europejską. Wkład z państwowej kasy będzie jednak różny, zależnie od wielkości portu.
Dla lotnisk do miliona pasażerów publiczne pieniądze mogą więc stanowić nawet 75 proc. kosztów inwestycji. Jednocześnie jednak KE bierze pod lupę lotniska najmniejsze – do 700 tys. pasażerów (czyli takie jak Łódź, Szczecin, Bydgoszcz i Lublin) czy rozwijają się zgodnie z biznesplanami. I po raz kolejny ich sytuacja zostanie poddana analizie za 5 lat.
W przypadku lotnisk, z których korzysta 1–3 mln pasażerów (Gdańsk, Katowice, Wrocław, Poznań) publiczny wkład może sięgnąć nie więcej niż połowy wydatków. Porty przyjmujące 3–5 mln pasażerów mogą uzyskać co najwyżej 1/4 publicznego wkładu, ale w ciągu 10 lat ta pomoc ma być wygaszona. Dopuszczalna będzie pomoc dla lotnisk obsługujących ponad 5 mln pasażerów, ale każdy przypadek będzie rozpatrywany indywidualnie i bardzo skurupulatnie.