To może być rekordowy rok na polskim rynku e-papierosów. Jego wartość sięgnie 1,2 mld zł wobec 650 mln zł rok wcześniej – prognozuje eSmoking Institiute należący do grupy Chic, lidera branży. Po elektroniczne urządzenia do wdychania nikotyny sięga już 1,5 mln Polaków. Daje nam to pierwsze miejsce w Europie.
Bruksela robi porządki
– Rynek rozwija się w szybkim tempie od 2007 r., kiedy to w Polsce pojawiły się pierwsze e-papierosy. Polacy sięgają po nie coraz chętniej, bo widzą w nich mniej szkodliwą alternatywę dla wyrobów tytoniowych – mówi „Rz" Artur Ziółkowski, członek zarządu Stowarzyszenia na rzecz e-Palenia STEP.
Organizacja ta szacuje, że dystrybucją i produkcją e-papierosów zajmuje się u nas blisko 2 tys. firm. Tak duży wysp małych i średnich przedsiębiorstw był możliwy w dużym stopniu dzięki temu, że papierosy elektroniczne podlegają mniejszym restrykcjom niż tradycyjne wyroby tytoniowe. W praktyce oznacza to, że urządzenia do e-palenia traktowane są jak zwykłe gadżety elektroniczne, a wkłady z nikotyną jak np. szampony.
Ta swoboda wkrótce się skończy. Szereg regulacji wprowadza unijna dyrektywa tytoniowa, która – nie licząc okresów przejściowych – zacznie obowiązywać od 2016 r. Dokument określa m.in. maksymalny poziom nikotyny w e-papierosach ogólnodostępnych oraz nakazuje umieszczanie ostrzeżeń na opakowaniach.
Podczas prac nad dyrektywą firmy farmaceutyczne walczyły, aby e-papierosy zaliczyć do grupy produktów leczniczych, pomagających w walce z nałogiem palenia. Ostatecznie jednak urzędnicy w Brukseli decyzję, jak traktować elektroniczne papierosy, zostawili rządom krajów członkowskich.