W Polsce ucierpiały Wrocław (pięć tras), Rzeszów (cztery), Poznań (trzy), Bydgoszcz i Lublin (po dwie) oraz warszawskie lotnisko im. Chopina, bo po wyremontowaniu pasa startowego w Modlinie tam Irlandczycy przeprowadzili loty. Z tego powodu warszawski port od początku roku co miesiąc notuje spadający ruch pasażerski – w kwietniu o 8 proc. W ubiegłym roku Chopin obsłużył ponad 10 mln pasażerów i tym samym przeszedł do wyższej ligi lotnisk europejskich. W tym roku, za sprawą Ryanaira, znów z niej spadnie. Z powodu nowej strategii Ryanaira mniej lotów ma też Budapeszt.
Cięcia to efekt zaostrzenia unijnych przepisów regulujących subsydia dla przewoźników, którzy każą sobie płacić lotniskom za to, że do nich latają. Najbardziej ucierpiały Girona (którą Ryanair nazywa Barceloną), Weeze (Duesseldorf), Hahn (wg Ryanaira Frankfurt), lotnisko w Charlerois pod Brukselą i Skavsta koło Sztokholmu. Z dziesięciu lotnisk Ryanair wycofał się całkowicie.
Zdaniem analityków to nie oznacza, że linia się zwija, tylko że się zmienia. Zamiast latać do drugorzędnych i trzeciorzędnych portów, Irlandczycy zdecydowali się pójść na otwartą rywalizację na głównych lotniskach. I tak z Rzymu Fiumicino chcą latać po Włoszech, nowe połączenia otwierają z głównego lotniska Brukseli Zavantem, z Aegean Airlines i Olympikiem będą konkurować w Atenach, Salonikach i Chani, a ze wszystkimi dużymi europejskimi przewoźnikami w Dublinie i Lizbonie.
Ta zmiana oznacza, że Ryanair wyczerpał już swój model rozwoju i zbliża się do easyJeta, coraz lepiej zarabiającego na ruchu biznesowym, który dotychczas Ryanaira omijał. Dla niektórych lotnisk, takich jak budapeszteńskie, które odbudowuje finanse po bankructwie Malevu, odlot Ryanaira będzie problemem.
Niezrozumiała jest decyzja ograniczenia lotów do Girony. Zapewne okazało się, że oferty Irlandczyków nie są już tak atrakcyjne i samoloty nie latały pełne.