Tuż przed zaplanowaną na ?1 października manifestacją w Warszawie zaognia się konflikt między górniczymi związkami zawodowymi a władzami węglowych spółek i polskim rządem. W środę od rana ok. 200 osób protestowało przeciwko importowi tańszego rosyjskiego węgla. Górnicy zablokowali przejście z Rosją w Braniewie.
Jednocześnie na Śląsku, w przeznaczonej do likwidacji sosnowieckiej kopalni Kazimierz–Juliusz, prawie 100 górników nie chciało po zakończeniu zmiany wyjechać spod ziemi. Żądali natychmiastowej zapłaty zaległych pensji. W obu przypadkach komunikat był jasny: nie mamy nic do stracenia, będziemy protestować aż do skutku.
To tylko wstęp do potężnej manifestacji, jaką szykują górnicy na ulicach Warszawy w przyszłym tygodniu, w dniu exposé Ewy Kopacz. Będzie to pierwszy test dla nowej premier.
Problem polega na tym, że górnicze propozycje są bardzo kontrowersyjne. Związkowcy nie zgadzają się m.in. na wyprzedaż niektórych kopalń przez spragnioną gotówki, tonącą w długach Kompanię Węglową. Sprzeciwiają się też jakimkolwiek zmianom w obrosłym w trzynastki i czternastki systemie wynagrodzeń pracowników. Dziś ich płace są o prawie połowę wyższe niż średnia w kraju. W Braniewie tak naprawdę walczą o administracyjne ograniczenie konkurencyjnego importu. Na świecie ceny węgla są dziś bardzo niskie w stosunku do bardzo wysokich kosztów wydobycia w śląskich kopalniach.
Zarząd KW dwoi się i troi, by uchronić przed bankructwem tego największego w UE producenta węgla kamiennego. Chce sprzedawać część kopalń i ograniczyć koszty, np. przez likwidację deputatów dla emerytów.