Rz: Wahania kursów walut, wojny, spowolnienie gospodarcze – rynek wygląda tak, jakby się wszystko sprzysięgło przeciwko producentom pojazdów dostawczych. Jak pan dopasowuje do tego strategię?
Stefan Buchner: Rzeczywiście czasy, w jakich żyjemy, są wyjątkowo interesujące. Dla nas największym i najważniejszym rynkiem jest Brazylia, która przeżywa trudne chwile: rynek się skurczył o 10 proc. Zaliczana do naszych największych rynków Argentyna także przechodzi trudny okres. Zresztą po raz kolejny. W Europie sprzedaż zmalała o 5 proc., ale nie wszędzie. Znacznie spadła we Francji, ale w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Polsce notujemy jej wzrost. Widać poprawę sytuacji na południu Europy, zwłaszcza w Hiszpanii, ale we Włoszech jest coraz gorzej. Sądzę, że pod koniec roku spadek w Europie sięgnie 2–3 proc. Ale nasz udział rynkowy przekracza 23 proc., zresztą wzrósł przez ostatnich 12 miesięcy.
A jak bardzo szkodzi konflikt ukraińsko-rosyjski?
Oczywiście wpływa na nasz biznes, bo w Rosji mamy joint venture – Kamaza. Ale jestem przekonany, że ten projekt przetrwa bez problemów.
Rozumiem, że pojawił się w Rosji duży popyt na ciężarówki, bo nowe kamazy jeżdżą głównie w słynnych białych konwojach, które Rosja wysyła na Ukrainę...