Gdyby nie widoczny z okien niesławny pas śmierci, obiekt o nazwie Factory sprawiałby wrażenie kampusu firmy z Doliny Krzemowej. W XIX w. ten magazyn o powierzchni 12 tys. mkw. pełnił funkcję browaru. W XX w. przekształcił się w schron przeciwlotniczy, by następnie pogrążyć się w cieniu muru berlińskiego. Strażnicy graniczni ze wschodniej części Berlina bez oporów strzelali tutaj do każdego, kto próbował przedostać się przez granicę – stąd teren niegdyś oddzielający Berlin Wschodni od Zachodniego zyskał ponurą nazwę pasa śmierci. Ale historia toczy się dalej i dziś ta zmodernizowana przestrzeń jest przystanią dla wielu firm z branży technologicznej – m.in. dla Ubera oraz Twittera. Mieści się tutaj również siedziba serwisu streamingowego SoundCloud.
Wewnątrz Factory znajdziemy wszystkie elementy charakterystyczne dla ośrodków dużych firm z Silicon Valley. Są specjalne pokoje do ucinania drzemki, hulajnogi, stacje druku 3D. Wszędzie pełno milenialsów w słuchawkach, pochylonych nad swoimi MacBookami lub kręcących się po salach, których ściany ozdabiają zawieszone gitary oraz półki z poradnikami dla start–upowców.
W sumie z tutejszych biur korzysta 700 osób. Poza pełnoetatowymi pracownikami wielu wolnych strzelców płaci 50 euro miesięcznie za dostęp do obiektu. – To taki klub towarzyski dla start–upów – podsumowuje 30–letni współzałożyciel Factory Lukas Kampfmann, ubrany w T–shirt, na którym widnieją imiona Steve (jak Jobs), Elon (Musk), Bill (Gates) oraz Mark (Zuckerberg) nadrukowane czcionką Helvetica, na modłę koszulki z wizerunkiem Beatlesów. Rozmawiamy na dachu obiektu, z którego rozciąga się widok na pas śmierci. Kampfmann przyznaje, że podobieństwo do stylu Doliny Krzemowej jest zamierzone. – Podziwiamy amerykańskie filmy, kulturę, modę, muzykę – dodaje – a to jest kolejny logiczny krok.
Do Berlina zjeżdżają młodzi pracownicy branży technologicznej z całej Europy, wypełniając kawiarnie oraz odnowione postkomunistyczne budynki. Do niemieckiej stolicy przyciąga ich wizja fajnej pracy z przerwami na grę w piłkarzyki, tani wynajem oraz swobodne podejście do imprezowania. Te warunki byłyby ciężkie do podrobienia w innych miastach Europy. Kilka dni po tym, gdy Wielka Brytania zagłosowała za opuszczeniem Unii Europejskiej, jedna z niemieckich partii politycznych opłaciła samochód dostawczy, który jeździł po ulicach Londynu z billboardem „Keep calm and move to Berlin” (z ang. Zachowaj spokój i przeprowadź się do Berlina).
Jeszcze 10 lat temu w stolicy Niemiec swoje siedziby miało zaledwie kilkadziesiąt start–upów technologicznych. Obecnie jest ich 2,5 tys., a wg Investitionsbank Berlin (rządowej jednostki regionalnej ds. rozwoju ekonomicznego) branża cyfrowa oferuje dziś o 70 proc. więcej miejsc pracy niż w 2008 r.