- Z 25 proc., które zbieramy selektywnie w recyklingu znajdują się tylko tworzywa sztuczne, szkło i papier. Śmiem wątpić, co do reszty, w szczególności jeśli chodzi o odpady wielkogabarytowe, czy inne (GUS w statystykach nie podaje, co znaczy „inne"). Prawdopodobnie jest to wtórnie uzyskany odpad z segregowanych odpadów w domach. Nie wszystko, co wysegregujemy w domu nadaje się recyklingu – dodał.
Gość podkreślił, że odpady ulegające biodegradacji bardzo rzadko są przetwarzane na nawóz organiczny.
Według wymogów unijnych do 2025 r. musimy osiągnąć 50 proc. recyklingu wytwarzanych odpadów w 4 frakcjach (metale, tworzywa sztuczne, szkło, papier). - Trudno stwierdzić ile tego powinno być, bo nie wiadomo ile z tych 4 frakcji znajduje się w całkowitych odpadach komunalnych. Badania według, których oblicza się algorytm mają już 10 lat. Stąd się bierze przekaz, że mamy już 25 proc. recyklingu z 50 proc., które mamy osiągnąć - tłumaczył Goleń.
- Faktycznie nikt nie wie ile tego naprawdę jest – dodał.
Gość podkreślił, że w Polsce jest powszechna patologia polegająca na tym, że firmy zajmujące się recyklingiem, potwierdzają go bez uzyskania faktycznego efektu. - Jest to tylko handel kwitami potwierdzającymi recykling. O wiele łatwiej jest kupić taki dokument niż poddać substancję recyklingowi. Jest to powszechna patologia, bo nasz system sprawozdawczości jest nieszczelny – tłumaczył.
Do 2030 r. planowane są nowe dyrektywy związane z gospodarowaniem odpadami komunalnymi. Celem jest przynajmniej 65 proc. masy w recyklingu wszystkich odpadów komunalnych. - Chodzi o to, żeby uzyskać produkty w ilości 65 proc. ogólnej masy odpadów. Przy naszym obecnym stanie branża jest zrozpaczona. W tak krótkim okresie to jest misja niemożliwa - mówił Goleń. - Można spróbować zastosować innowacyjne metody. Wtedy jest szansa, żeby to zrobić, ale trzeba się napracować – dodał.