Salon samochodowy premiera Tuska i wojewodów

Ponad 550 aut mają do dyspozycji ministrowie, parlamentarzyści i kancelaria premiera. Są wśród nich luksusowe limuzyny Mercedesa, BMW czy Volvo oraz hybrydowa toyota prius. Mało który resort myśli o oszczędnościach przy eksploatacji pojazdów

Publikacja: 24.03.2010 02:28

Jako premier Waldemar Pawlak jeździł polonezem, jako wicepremier zdecydowanie woli mercedesy.

Jako premier Waldemar Pawlak jeździł polonezem, jako wicepremier zdecydowanie woli mercedesy.

Foto: Fotorzepa, Piotr Janowski Piotr Janowski

W urzędniczym parku samochodowym można znaleźć niemal wszystkie marki dostępne na rynku, od najnowszych modeli topowych limuzyn po kilkunastoletnie, nierzadko zdezelowane auta, które w ogóle nie jeżdżą, bo koszty naprawy są niewspółmierne do ich ceny. Wartość urzędniczych pojazdów wynosi od kilku do nawet 200 tysięcy złotych.

Oryginalny jest z pewnością minister środowiska, który jeździ półroczną hybrydową toyotą prius za 103,4 tys. zł. – Taki model wybrał dla siebie poprzedni minister, niestety auto skradziono, ale odszkodowanie pozwoliło zakupić identyczną wersję – wyjaśniła Magdalena Sikorska, rzecznik resortu. – Myślę, że ministrowi środowiska przystoi jeździć hybrydowym autem.

Pozostałe samochody, jakie ma do dyspozycji resort – w sumie dziesięć – nie są już tak spektakularne – są wśród nich dwa mercedesy, ale wiekowe – dziesięcio- i 11-letnie, ośmioletnie volvo i najmłodsza skoda superb.

Kancelaria Premiera dysponuje 73 pojazdami, z czego 53 to auta osobowe, reszta to ciężarowe, dostawcze, mikrobusy. Oprócz lancii, skód, volvo czy volkswagenów (jetta z 2008 roku i passata z 2003 roku) ludzie premiera mogą jeździć siedmioletnimi bmw lub... dwuletnim fiatem pandą. Oczywiście sam szef rządu jest wożony limuzynami BMW będącymi w dyspozycji Biura Ochrony Rządu.

[srodtytul]Mercedesy Pawlaka[/srodtytul]

Głównie w mercedesach gustuje za to wicepremier Waldemar Pawlak. Czasy, kiedy jako szef rządu jeździł polonezami, minęły bezpowrotnie. Teraz w resorcie gospodarki ma 17 aut, z czego dziesięć to mercedesy, cztery volvo i trzy volkswageny. Poza tym ministerstwo ma trzy mikrobusy Mercedes oraz jedną ciężarówkę tej samej marki. Wartość aut zamyka się w przedziale od 13 do 138,5 tys. zł.

Wicepremier jest wyjątkiem, poza nim w stajniach samochodowych resortów mamy przegląd wszelkich dostępnych marek i roczników. Jest to wynik działań na własną rękę. Minister infrastruktury np. w ostatnich latach wycofał – sprzedał bądź przekazał do dyspozycji jednostek administracji państwowej – 13 aut, dalsze dwa ma zamiar oddać w najbliższym czasie. W zamian kupuje nowe – jako jeden z nielicznych ma w swym parku tegoroczny model. Minister Aleksander Grad, szef resortu skarbu, który pierwszy zaczął mówić o wyleasingowaniu aut i zaoszczędzeniu w ten sposób publicznych pieniędzy, dysponuje tylko dziesięcioma autami. Najmłodsze, dwuletnie, to citroen C5, poza tym ma trzyletnią hondę accord, sześć ośmioletnich volvo S80 i 11-letniego forda transita. Urzędnicy w delegaturach Ministerstwa Skarbu jeżdżą peugotami, skodą octavią, hondą accord i daewoo espero. Skody upodobał sobie też minister finansów Jacek Rostowski. Kierownictwo jeździ modelem Superb, urzędnicy niższego szczebla octaviami, lanciami albo renault clio. W stajni resortu są też m.in. kilkunastoletnie fordy mondeo, toyoty avensis i fiaty. Podobne mieszane parki aut można znaleźć w pozostałych ministerstwach. W niektórych przeważają skody, w innych volkswageny, a w jeszcze innych – jak np. resorcie obrony narodowej – ople.

[srodtytul]Teren w terenówkach[/srodtytul]

Największą stajnią dysponuje minister spraw zagranicznych – ma do dyspozycji 72 pojazdy najlepszych marek – mercedesy, bmw, volvo, ale ma też trzy lanosy. Osobowych mercedesów ani bmw nie mają za to na stanie ani Sejm, ani Senat. Posłowie jeżdżą głównie toyotami, peugeotami, fordami i lanciami – w sumie mają do dyspozycji 58 pojazdów, w tym autobus turystyczny. Senatorowie zaś muszą się zadowolić 21 autami służbowymi, ale za to żaden z nich nie ma więcej niż dziesięć lat. Najmłodsza jest honda accord z 2009 roku.

Jeszcze większy rozrzut, jeśli chodzi o modele aut, mają wojewodowie – np. podkarpacki oprócz skód superb dysponuje terenowym nissanem xtrial z 2007 roku, zachopdniopomorski ma na stanie cztery suzuki grand vitara z 2004 i 2008 roku, a warmińsko-mazurski jeepa commandera z 2008 roku i... poloneza trucka z 1996 roku. W sumie wojewodowie dysponują 277 pojazdami.

[srodtytul]Rząd musi zacząć liczyć [/srodtytul]

– Te wyliczenia to jeden z wielu przykładów, że w Polsce brak profesjonalizmu w zarządzaniu publicznymi pieniędzmi – twierdzi prof. Witold Orłowski, główny ekonomista PricewaterhouseCoopers. – Skandalem jest, że przez 20 lat nikt nie scentralizował tak poważnych zakupów, jakim są auta. Fakt, że urzędnicy mogą pojedynczo decydować o zakupach, tworzy pole do nadużyć. Przegląd zaś marek od Sasa do lasa z pewnością nie przyczynia się do oszczędności na obsłudze serwisowej.

Ekonomista przypomina, że Brytyjczycy już za rządów Margaret Thatcher wyliczyli, iż taniej będzie, jeśli rząd pozbędzie się limuzyn i zacznie korzystać z usług zewnętrznych firm. – My nigdy tego nie zrobiliśmy, a powinniśmy. Z pewnością nie ma konieczności utrzymywania floty liczącej po kilkadziesiąt pojazdów w każdym resorcie – uważa prof. Orłowski. – Ja oczywiście nie twierdzę, że minister nie ma prawa do reprezentacyjnego samochodu, ale gdyby decyzję o wyborze jednej marki dla kierownictwa resortów dokonywano centralnie, cena byłaby korzystniejsza, a koszty eksploatacji niższe.

Liczenie i szukanie oszczędności powoli zaczyna być konieczne. Pierwszy przymierzył się do tego wyzwania resort skarbu. – Wyliczyliśmy, że jeśli zdecydujemy się na długoterminowy wynajem floty, np. na cztery lata, to w pierwszym roku zaoszczędzimy 70 proc. kwoty, jaką musielibyśmy wydać na zakup nowych pojazdów, a potem ich eksploatację – wyjaśnia Maciej Wewiór, rzecznik Ministerstwa Skarbu. – W drugim roku będzie to 40 proc., w trzecim 28 proc., a w czwartym 12,5 proc.

Wewiór zaznacza, że przy takiej umowie ministerstwo będzie ponosiło jedynie koszty zakupu paliwa. – Nie ma potrzeby, abyśmy my musieli się zajmować przeglądami technicznymi czy wymianą opon. Skoro biznes uznał już dawno, że taka forma jest korzystniejsza, to dlaczego urząd miałby tego nie zrobić – uważa Wewiór.

O centralnej agencji zakupowej jest też mowa w planie reform Tuska. Na razie jednak nie ma decyzji, kiedy miałaby zostać powołana, dlatego Magdalena Sikorska z resortu środowiska zapowiada, że jej ministerstwo samo sprawdzi możliwości oszczędności na kosztach eksploatacji aut. Pozostali ministrowie w limuzynach milczą.

[ramka][srodtytul]Tomasz Michalik, partner firmy doradztwa podatkowego MDDP[/srodtytul]

To aż nieprawdopodobne, aby organ państwa nie dysponował zcentralizowanym systemem zakupów. Absurdem jest, aby każdy z urzędów indywidualnie realizował transakcje. Wspólna platforma umożliwiłaby obniżenie kosztów eksploatacji floty i pozwoliła uzyskać znacznie niższą cenę w przetargach. Poza tym wyeliminowałaby takie przypadki, kiedy to wojewoda nizinnego województwa jeździ terenówką. To przecież nie są samochody reprezentacyjne. Myślę też, że należałoby rozważyć, komu tak naprawdę powinien przysługiwać samochód służbowy. O ile minister ważnego resortu musiałby mieć zagwarantowany komfort podróżowania sprawdzonym pod względem podsłuchów autem z zaufanym kierowcą, o tyle zwykłemu urzędnikowi służbowy samochód chyba nie jest do niczego potrzebny. Można też pomyśleć o korzystaniu z usług zewnętrznej firmy dysponującej własną flotą. Outsourcing należałoby oczywiście rozszerzyć także na inne dziedziny, chociażby informatykę.[/ramka]

[ramka][srodtytul]Włosi kochają służbowe auta[/srodtytul]

Najliczniejszy park samochodowy mają do dyspozycji włoscy urzędnicy. Stowarzyszenie włoskich podatników „Il contribuente” wyliczyło, że przedstawiciele rządu i niższych szczebli władz jeżdżą 626 tys. pojazdów. Takim wynikiem przebijają nawet Amerykanów. Gdyby wszystkie samochody, administracji publicznej wszystkich szczebli wyjechały w tym samym czasie na autostradę, zajęłyby wszystkie pasma Autostrady Słońca na odcinku Rzym – Mediolan w obu kierunkach. A odległość między tymi miastami wynosi 567 kilometrów. „Niebieskie samochody”, jak się je tam nazywa, stanowią połowę pojazdów poruszających się po ulicach Mediolanu. Dla porównania – w Stanach Zjednoczonych takich aut jest tylko 72 tys., we Francji 61 tys., a w Niemczech 55 tys. Włosi chcieli w 1991 roku ograniczyć liczbę urzędników korzystających z motoryzacyjnego przywileju do ministrów, podsekretarzy i dyrektorów generalnych. Nie udało się. [i]—eg[/i][/ramka]

W urzędniczym parku samochodowym można znaleźć niemal wszystkie marki dostępne na rynku, od najnowszych modeli topowych limuzyn po kilkunastoletnie, nierzadko zdezelowane auta, które w ogóle nie jeżdżą, bo koszty naprawy są niewspółmierne do ich ceny. Wartość urzędniczych pojazdów wynosi od kilku do nawet 200 tysięcy złotych.

Oryginalny jest z pewnością minister środowiska, który jeździ półroczną hybrydową toyotą prius za 103,4 tys. zł. – Taki model wybrał dla siebie poprzedni minister, niestety auto skradziono, ale odszkodowanie pozwoliło zakupić identyczną wersję – wyjaśniła Magdalena Sikorska, rzecznik resortu. – Myślę, że ministrowi środowiska przystoi jeździć hybrydowym autem.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Biznes
Aktywa oligarchów trafią do firm i osób w Unii poszkodowanych przez rosyjski reżim
Biznes
Rekordowe wydatki Kremla na propagandę za granicą. Czy Polska jest od niej wolna?
Biznes
Polskie firmy nadrabiają dystans w cyfryzacji
Biznes
Rafako i Huta Częstochowa. Będą razem produkować dla wojska?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Materiał Promocyjny
Dlaczego Polacy boją się założenia firmy?
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne