Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita” w ścianie w kopalni Rydułtowy-Anna, gdzie doszło dziś do wypadku nie powinni przebywać ludzie.
Informacje o górnikach przebywających w niedozwolonej strefie częściowo potwierdza Zbigniew Madej, rzecznik KW. - Jeden z górników,ten przysypany,rzeczywiście przebywał w rejonie zagrożeń tąpaniami,gdzie nie powinno go być. Nie wiemy,czemu. To wyjaśni dochodzenie.Ale pozostali przebywali w dozwolonych strefach - powiedział Madej.
Po wstrząsie w kopalni trwają poszukiwania jednego górnika – elektryka. Nie ma z nim kontaktu. Ale ratownicy wiedzą już na pewno, że znajduje się on w 35-metrowym zwałowisku węgla, które powstało po wstrząsie. Ratownikom zostalo do przekopania kilka metrów i rano powinni dotrzeć do przysypanego górnika, jednak szanse na to, że znajdą go żywego są niewielkie. Pozostali lekko ranni górnicy wyszli z kopalni o własnych siłach.
- To mogła być tragedia jak w Wujku-Śląsku - mówi nasz informator. Przypomnijmy, w Rudzie Śląskiej we wrześniu w wyniku wybuchu metanu zginęło 20 górników. Jak wykazały badania specjalnej komisji - rozmiaru tragedii można było uniknąć, bo wypadek miał miejsce w tzw. strefie szczególnego zagrożenia, w której podczas pracy kombajnu wydobywającego węgiel nie powinno być ludzi.
- I tak było także w kopalni Rydułtowy-Anna. W tym wyrobisku nie powinno być w ogóle ludzi - mówi informator „Rzeczpospolitej” - Trwa akcja ratownicza, na miejscu jest pogotowie ratunkowe z Wodzisławia i ratownicy z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego – mówi „Rzeczpospolitej” Jolanta Talarczyk, rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego. Ratownicy z obu stron 35-metrowego zwałowiska drążą chodniki ratownicze 1,5 m na 1,5 m - dzięki temu namierzyli zaginionego górnika. Jednak nadal nie wiedzą, czy żyje. A szanse na to maleją, bo akcja trwa od samego rana.