Każdy samolot przylatujący do wielkich stolic europejskich z Chin, Turcji, Tajlandii i Hongkongu jest oczekiwany przez szpalery celników. Wyjątkowo skrupulatni są kontrolerzy we Frankfurcie, Monachium i Paryżu.W stolicy Francji zdarza się nawet, że elegantki z tanią podróbką torebki Chanel są zatrzymywane i muszą płacić ogromne kary. Nie chodzi tylko o wstyd, ale i naprawdę duże pieniądze. Francuscy celnicy przy takiej kontroli nie wykazują ani odrobiny poczucia humoru. Przekonało się o tym już kilka pasażerek z Polski. Tej samej determinacji policji nie widać już w centrum Paryża, gdzie pod luksusowym domem towarowym Galeries Lafayette można kupić wszelkiego sortu „gucci”, „burberry” czy „vuittony”. W centrum Rzymu handlarze podrobionymi towarami bawią się z Polizia Finanziaria. Tam ten nielegalny handel jest dobrze zorganizowany. Na czatach stoją obserwatorzy, którzy dają sygnał nawet wówczas, kiedy policyjne auto tylko przejeżdża. Gdy się zatrzymuje, stragany, skonstruowane specjalnie tak, aby można je było szybko złożyć bez konieczności pakowania towaru, zmieniają się w przyzwoicie wyglądające walizki. A przechodnia z walizką już nie bardzo jest za co zatrzymać. Natomiast w Warszawie niewielki butik z podrobionymi akcesoriami mieści się kilkaset metrów od Ministerstwa Finansów i prosperuje znakomicie.Świątyniami handlu podróbkami były jeszcze do niedawna chińskie bazary. Ale władze w Pekinie postanowiły pokazać, że są w stanie uporać się z tym procederem i to jeszcze przed igrzyskami olimpijskimi. Coraz trudniej jest kupić na pekińskim Jedwabnym Rynku roleksa czy omegę. Tym razem postanowiono wyegzekwować od handlarzy zobowiązanie złożone wiosną tego roku, że nie pozwolą, by w ich sklepach sprzedawano towary produkowane nielegalnie. Tyle że straganowi piraci już teraz umawiają się z potencjalnymi klientami na po olimpiadzie i zastanawiają się, z czego do tego czasu będą się utrzymywać.
50 proc. artykułów fałszywych marek pochodzi z chińskich fabryk – szacują eksperci
Straty przemysłu z powodu kradzieży własności intelektualnej na świecie przekraczają według oficjalnych danych 10 mld dol. rocznie. Nieoficjalnie – bo producenci niechętnie przyznają się do tego, ile wynoszą ich utracone dochody z powodu tego procederu i jakie produkty są najczęściej podrabiane – co najmniej dziesięć razy więcej. Eksperci dodają, że markowi producenci, tacy jak LVMH, Dior, Gucci czy Prada, jeśli przyznają się oficjalnie, że na rynku na jeden ich produkt przypada 100, a często więcej podróbek, konsumenci odwrócą się od ich marek. Nie przyznają się również oficjalnie, ile pieniędzy wydają na wspieranie walki z piractwem intelektualnym. Wiadomo tylko z danych Międzynarodowej Izby Handlowej w Paryżu, że minimalna wpłata na ten cel to 50 tys. euro rocznie. Walka oficjalnych producentów opiera się więc wyłącznie na próbie ograniczenia produkcji podróbek. Ponad 50 proc. takich produktów nadal pochodzi z Chin, ale silne na tym rynku są również Turcja, Tajlandia i Wietnam. Proces powstawania podróbki wygląda tak: tuż po wejściu nowej kolekcji wybiera się dwa – trzy towary, które warto podrobić, bo z pewnością dobrze się sprzedadzą. Później rozkłada się je na czynniki pierwsze i kupuje, najczęściej u tego samego dostawcy, materiały, z jakich zostały wyprodukowane. Dokładnie kopiuje się wzór i zleca szycie wyspecjalizowanej fabryce. Efekt nigdy nie będzie taki sam. Ale to dlatego torebka jak od Hermesa kosztuje w Stambule 200 dolarów, a w firmowym butiku na Rue Saint Honore w Paryżu 50 razy więcej.
Na 53 państwa badane przez londyńską Cass Business School Polska znalazła się na 24. pozycji, czyli poza najgorszą piętnastką. Nie jest to miejsce, którego trzeba się wstydzić, jednak powodów do chluby także nie ma. Według wyliczeń Międzynarodowej Izby Handlu (International Chamber of Commerce – ICC) i Cass Business School globalny przemysł podróbkowy ukradł na świecie ponad 100 tys. miejsc pracy i przyniósł miliardowe straty rządom z powodu utraconych podatków. To pierwsze takie badanie zrobione na zamówienie biznesu, w którym to właśnie firmy oceniły stopień ochrony intelektualnej w poszczególnych krajach. Wzięło w nim udział 150 najbardziej znanych firm, które zastrzegły nieujawnianie ich nazw. Jednak wiadomo, że są wśród nich czołowe koncerny motoryzacyjne, producenci wyro- bów luksusowych, żywności czy farmaceutyków.