Branża luksusowa zawsze bardzo szybko odczuwa wszelkie zawirowania na rynku finansowym. Ostatnie załamanie miało miejsce po 11 września 2001 r. Chociaż jeszcze na początku roku wiele firm twierdziło, że obecny kryzys nie wpłynie na ich pozycję i nie zmniejszy sprzedaży, szybko okazało się inaczej.
W marcu upadłość ogłosił Christian Lacroix – sprzedaż kolekcji jesiennej była niższa o 35 proc. niż przed rokiem, a firma zanotowała 14 mln dol. straty przy przychodach na poziomie 30 mln dol. – Cała branża zmaga się ze spadkiem sprzedaży, nie rezygnujemy z walki o utrzymanie firmy – mówi Nicolas Topiol, dyrektor zarządzający marki.
Problemy mają także inni. Louis Vuitton zrezygnował z otwarcia flagowego butiku w Tokio, z kolei Chanel zwolni 250 pracowników. Kłopoty ma też Versace – nie dość, że trwa otwarty konflikt pomiędzy prezesem a rodziną założyciela firmy, to jeszcze sprzedaż grupy w pierwszym kwartale spadła o 13 proc. IT Holding, do którego należy marka Gianfranco Ferre, też balansuje na krawędzi bankructwa.
Kłopoty firm nie dziwią – w czasach dekoniunktury chętnych na zakupy butów czy toreb za kilkaset euro jest znacznie mniej. Coraz więcej towarów sprzedawanych jest więc na wyprzedażach i w outletach, 70 proc. taniej niż w butikach, co szybko przekłada się na kondycję luksusowych marek.
A to dopiero początek zawirowań w branży luksusowej. Jak podała agencja Dowjones, brytyjski fundusz inwestycyjny Permira, główny udziałowiec Valentino Fashion Group, zażądał rozpoczęcia negocjacji w sprawie warunków dalszego finansowania firmy, do której należy choćby marka Hugo Boss. – Valentino musi przekonać konsorcjum banków, że jest w stanie dalej regulować płatności – twierdzi Dowjones.