Linie latające do biednych portów regionalnych mają płacić tyle samo, co obsługujące Okęcie — wynika z informacji PAP. Najbardziej ucierpi Lot, bo ma najwięcej startów i lądowań w Polsce. Zachowanie agencji prezes Lot, Sebastian Mikosz nazywa „syndromem krwiopijcy”, a przewodniczący rady nadzorczej Lot, Jacek Krawczyk mówi: — To Lot będzie miał większe problemy po to, aby inni ich nie mieli — mówi Krawczyk.
Agencja, która zajmuje się kontrolą ruchu lotniczego, przyznała wcześniej, że podwyżka opłat jest spowodowana mniejszymi wpływami, bo lotnictwo przeżywa kryzys.
Według PAP, powołującej się na rzecznika PAŻP, Grzegorza Hlebowicza, od 2010 roku opłata terminalowa we wszystkich portach lotniczych wynosiłaby 980 złotych. Dotychczas linie operujące z Warszawy płaciły 610,23 złote, zaś z portów regionalnych 888,71 zł. Zdaniem agencji skoro małe lotniska przyjmują niewiele samolotów, to utrzymanie sprzętu jest tam automatycznie droższe.
PAŻP informuje także, że przesłał do ULC propozycję nowej stawki opłat za przeloty nad polskim terytorium, tzw opłaty trasowej. Miesiąc temu zapowiadał jej wzrost o ponad 30 procent. Teraz chce ją obniżyć z dzisiajszych 41,94 euro do 39,93 euro. Należy przypuszczać, że została ona skorygowana po proteście stowarzyszenia europejskich linii lotniczych AEA wysłanych do Komisji Europejskiej, Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego (EKES) i polskiego rządu.
— Podwyżka terminalowa jest najwyższa w całej Unii, choć komisarz Antonio Tajani wysłał do ministrów transportu pismo z prośbą o zamrożenie opłat nawigacyjnych i portowych — mówi Jacek Krawczyk, który jest również członkiem EKES. — I tak naprawdę wyciąga pieniądze głównie od Lotu. Jeśli Lot tnie koszty, dopiął porozumienie płacowe z pracownikami, są zapowiedziane trudne ruchy wymagające wielkiego poświęcenia zwłaszcza pracowników, a oddaje pieniądze innemu podmiotowi państwowemu mającemu własne związki walczące o podwyżkę, to znaczy, że coś jest głęboko nie w porządku — dodaje Krawczyk.