Airbus zapowiedział pierwszy lot wojskowego samolotu transportowego A400M w tygodniu po 7 grudnia, Boeing swego B787 Dreamlinera w tym miesiącu. Obaj producenci ustalili sobie terminy do końca roku, kończące „bóle porodowe”: opóźnienia i różne trudności techniczne, które mocno opóźniły oba projekty.
Pękaty turbośmigłowiec i smukły odrzutowiec bardzo różnią się między sobą, ale są prawie ukończone i chcą udowodnić inwestorom i klientom, że warto je kupować. Pracowano nad nimi tak długo, że nie ma wątpliwości, iż mogą latać. Próbne loty dają bardzo wiele — stwierdza odpowiedzialny za nie wiceprezes Boeinga, Dennis O'Donoghue. - Mamy duże zaufanie do projektantów, ale zawsze chcemy takiej ostatecznej kontroli w powietrzu, aby upewnić się, że nie będzie nowych niespodzianek — dodaje.
Airbus i Boeing prowadzą raczej wyścig z czasem, a nie między sobą, bo stawką są miliardy dolarów. Irlandzki bukmacher Paddy Power zachęca do stawiania po kilka euro na zakłady, który samolot wzniesie się pierwszy.
Boeing planuje raczej skromną uroczystość, nie chce nawet ujawnić, kogo zaprosił do Seattle. Według analityków, dobry program testów mógłby powstrzymać pęd klientów do anulowania zamówień, z kolei dalsze opóźnienia dałyby Airbusowi więcej czasu na zmniejszenie dystansu z premierą A350, przewidzianą na następną dekadę.
Airbus z kolei przewiduje pierwszy pokazowy lot A400M w Sewilli dla grona osobistości z królem Juanem Carlosem, który sam jest pilotem, uczestniczył też w uroczystym wyprowadzeniu z hangaru pierwszej maszyny w 2008 r. Rzecznik niemieckiego resortu obrony mówił o 10-11 grudnia. Airbus Military oświadczył, że lot nastąpi pod koniec tygodnia, ale dokładna data będzie zależeć od wyników testów na ziemi i od pogody.