Wypadł z rozkładu między innymi lot z warszawskiego Okęcia do Dublina.
Meteorolodzy ostrzegają, że w końcu tego tygodnia może dojść do kolejnych zakłóceń w europejskim lotnictwie. Takie incydenty mogą również paraliżować ruch w czasie lata.
Ruch z lotnisk irlandzkich i niektórych szkockich miał być wznowiony o 14-tej czasu warszawskiego, ale cały czas bez kłopotów samoloty mogły latać ponad Irlandią, np. z Wielkiej Brytanii do Europy kontynentalnej.
Jutro chmura — według prognozy norweskiego instytutu meteorologicznego — ma znaleźć się nad północnymi Niemcami i północną częścią Francji, potem wiatr powinien przemieścić ją nad Atlantyk. Tyle, że właśnie zmienił się jego kierunek z północno-zachodniego na południowo-wschodni, dlatego zagrożone są lotniska w północnej Wielkiej Brytanii, oraz Szkocji. Zdaniem islandzkich meteorologów ten kierunek ma się utrzymać co najmniej do najbliższego czwartku, a nawet do początku przyszłego tygodnia. Wulkaniczna chmura przez kilka dni ma również utrzymywać się nad północą Wielkiej Brytanii.
Tym razem chmura dymu podniosła się na wysokość 5 kilometrów. Podczas ostatniego wybuchu, który rozpoczął się 14 kwietnia, a osłabł dopiero koło 20 kwietnia, pył sięgnął pułapu 6-11 tys. metrów. Ostatni wybuch wulkanu sparaliżował europejskie porty lotnicze, a potem i znaczną część światowego lotnictwa na 6 dni. Do dzisiaj na lotniskach azjatyckich koczują jeszcze pasażerowie, których loty zostały odwołane w dniach 14-20 kwietnia. Najwięcej jest ich w Chinach, Japonii oraz Tajlandii. To najdłuższe trasy z portów europejskich. Zaś przewoźnicy chcąc jak najszybciej wrócić do normalnego rozkładu lotów gwarantowały miejsce w samolotach pasażerom z rezerwacjami na dany rejs, dopiero na wolne miejsca rejestrowano posiadających bilety na rejsy odwołane z powodu wulkanicznej chmury.